Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Nie rozbiłem Viaderka – jest całe i zdrowe, gorzej ze mną – od ponad dwóch tygodni leżę w szpitalu i wszystko wskazuje na to, że prędko nie wyjdę, ale wszystko po kolei:
Sobota 8 maja 2010
Dzień jak co dzień, od rana pomagam rodzicom w remoncie domu, potem wybieram się z Żabą na wycieczkę rowerową, na której to zostaję ugryziony przez dwie meszki – niby nic, trochę swędzi prawa piszczel, dzień zaliczam do udanych.
Niedziela 9 maja 2010
Rano znów pomagam rodzicom, potem robimy małego grilla, na którym wypijam 2 piwka i jestem kompletnie nawalony – dziwne, ale w sumie nie pamiętam kiedy ostatni raz piłem, więc mogłem się odzwyczaić. Wracam do domu i idę wcześnie spać, bo mnie ostro ścieło.
Poniedziałek 10 maja 2010
Wstaje na totalnym kacu, z lekkim rwaniem w prawej nodze – no cóż się szalało trzeba cierpieć. Lecę do pracy, dzień jak co dzień, noga się „rozchodziła”, więc zapominam o problemie, jednak w nocy znów dziwnie mrowi i jakby teraz trochę wyżej – nie ma czasu na myślenie trzeba spać.
Wtorek 11 maja 2010
Noga boli od rana, jest lekko sztywna, ból jakby promieniował na kręgosłup – przecież się nie będę rozczulał, rozejdzie się. Lecę do pracy. Nawał obowiązków zgodnie z przewidywaniami pozwala zapomnieć o bólu. Wieczorem czuję się oki, więc idę spać.
Środa 12 maja 2010
Od rana sztywnieje noga, rwanie przechodzi na kręgosłup i w ciągu dnia inne stawy – chyba mam grypę, kurcze musiała się przyplątać. Cały dzień jestem lekko trafiony – pewnie jest niskie ciśnienie. Na szczęście praca najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości – po raz kolejny udało się rozchodzić. Wieczorkiem jest w porządku, więc śpię.
Czwartek 13 maja 2010
Budzę się jakby pijany… ale rozchodziłem. W pracy przyjaciel wita mnie słowami: Coś ty robił w nocy? Spałem! Dzień mija szybko, cały czas mam jakby lekkie zaćmienie i spore problemy z koncentracją – stwierdzam, że wrócę do domu kilka godzin wcześniej, odrobię zaległości w pracach domowych i trochę odpocznę. Docieram około 18.00 z niesamowitym wręcz bólem głowy. Po godzinie walki z samym sobą decyduje się wziąć „coś na ból” – pada na ibuprofen 500 mg, ból głowy przypomina trochę ten przy zapaleniu zatok, więc powinno pomóc, pomiar temperatury 36,5 - norma. Nic więcej nie zrobiłem – walnąłem się spać.
Piątek 14 maja 2010
Ciężko wstać, boli głowa, noga, kręgosłup, barki, łokcie; temperatura 36,6 – grypa odpada. Decyduje wziąć samochód od Żaby i jechać do lekarza, wrzucam paracetamol 500 mg i w drogę. Rejestruję się na 15.40 – super mogę iść do pracy a jest co robić – jak przez cały ten rok nie wiele się działo tak teraz telefon się urywa. Do gabinetu docieram na „autopilocie”, jest kiepsko. Lekarka podejrzewa rwę kulszową (bóle nogi i kręgosłupa) w połączeniu z niskim ciśnieniem 100/60 (bóle głowy), aplikuje mi 250 mg ketoprofenu dożylnie i ponawia pomiary ciśnienia 120/70 i temperatury 36,5. Ketoprofen załatwia ból nogi – głowa pęka. Lekarka zapisuje mi tetrazepam – silny narkotyczny środek przeciwbólowy – umawia mnie na wizytę w poniedziałek i każe spadać do chaty. Ketoprofen mnie trochę postawił na nogi, więc wskakuje w auto i lecę do chaty. Tam studiuję uważnie tekst ulotki dołączonej do tetrazepamu i zgodnie z jej treścią łykam jedną pigułę i… odlatuje – po raz pierwszy w życiu zażyłem narkotyków – nikomu nie polecam, nic przyjemnego. Żaba wraca z pracy około 23.00, ale nie jestem w stanie się z nią dogadać, nie wiem co się dzieje dookoła.
Sobota 15 maja 2010
Budzę się około 3.45 i jedyna myśl jaką mam, to czy dam radę odgryźć sobie nogę nie ruszając się z łóżka, czy będę musiał jednak iść po nóż do kuchni. Po drodze łapię termometr – 37,9. Garść paracetamolu (3x500mg) i do wyra, zasypiam. Cała sobota to jeden wielki ból i walka z utratą świadomości. Przed 20.00 daję się przekonać Żabie, żeby zabrała mnie na pogotowie. Docieramy około 21.00, pielęgniarka klasyfikuje moje objawy na konsultację neurologiczną, lekarz po przeprowadzeniu wywiadu składa propozycję nie do odrzucenia:
- Zgodzi się pan na pobranie płynu, to jest co najmniej tydzień leżenia w szpitalu, póki co mogę panu zaproponować korytarz.
- Jakiego płynu?
- No… mózgowo rdzeniowego! – wyraźnie poirytowany moją niewiedzą i ignorancją
- Czyli punkcja lędźwiowa?
- Uhm… Zgadza się Pan?
- Nie mam wyjścia…
- No skoro się pan tak upiera to pana nakłujemy!
- Wesoło…
Nakłuwają – strasznie im było przy tym wesoło, ale do czasu… do czasu aż wypłynęły pierwsze krople płynu, po tym nagle zamilkli i wszystko potoczyło się błyskawicznie, po paru minutach leżałem już na korytarzu Oddziału Neurologicznego Wojewódzkiego Szpitala w Poznaniu.
Niedziela 16 maja – piątek 21 maja 2010
Pojawia się rozpoznanie – wirusowe zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Kolejne kilka dni spędzam w półświadomości i upojeniu leków przeciwbólowych, które i tak nie pomagają – ból jest nie do wytrzymania, kolejna kroplówka z nazwą leku przeciwbólowego jest w tej chwili dla mnie najważniejszym i najbardziej wyczekiwanym wydarzeniem każdego dnia. Jestem załamany. Ciężko mi wstać, ciężko się poruszać, każde wyjście do kibla jest walką z niewyobrażalnym bólem. Dziennie przyjmuję około 3 litrów kroplówek. Acyclovir, Biotraxon, Ketoprofen, dużo soli fizjologicznej, całe garści leków osłonowych na żołądek i wątrobę, zastrzyki w brzuch. Lekarz wprost oznajmia, że o jeździe na motocyklu w tym roku mogę już zapomnieć, bo nawet jak mnie szybko wyleczą to zespół powikłań takich jak zaburzenia słuchu, równowagi, dezorientacja, luki w pamięci, stany lękowe, drgawki zdyskwalifikują mnie jako motocyklistę na długi czas.
Sobota 22 maja 2010
Następuje stopniowa poprawa samopoczucia, decyduję się na odstawienie leków przeciwbólowych – decyduję się w taki sposób, że nie sprzeciwiam się propozycji lekarza w tej kwestii – po jakiejś godzinie żałuję swojej decyzji, ale jestem twardy – nie błagam o kolejne dawki. Ból jest wszędzie i rządzi całym moim życiem. Pojawiają się silne zaburzenia słuchu, głowa mi pęka. Na słuch dostaję Piracetam – dożylnie 12 g na dobę. Stanowczo odmawiam przyjmowania leków antydepresyjnych – poradzę sobie bez stymulowania mózgu.
Niedziela 23 maja – piątek 28 maja 2010
Z dnia na dzień jest lepiej – wraca mi słuch, udaje mi się przejść dalej niż do kibla i z powrotem bez napadu bólu. W piątek lekarz prowadzący decyduje, że w poniedziałek wykonana zostanie ponowna punkcja w celu sprawdzenia postępów w leczeniu.
Sobota 29 maja – niedziela 30 maja 2010
Czuję się świetnie, spędzam sporo czasu w ruchu, wychodzę na ławeczkę przed szpital, jestem przekonany, że najdalej we środę będę w domu.
Poniedziałek 31 maja 2010
Kontrolne nakłucie lędźwiowe jest bardzo bolesne, ale płyn wygląda bardzo ładnie, jest bezbarwny i klarowny – reszta dnia, jak to po punkcji, w pozycji horyzontalnej. Lekarka prowadząca odstawia mi leki.
Wtorek 01 czerwca 2010
Czuję się świetnie, jestem przekonany, że wyjdę do domu… niestety wyniki analiz płynu mózgowo rdzeniowego odbierają mi nadzieję – parametry 6-krotnie przekraczają normy, dość powiedzieć że wyszły gorsze niż za pierwszym razem. Przychodzą też wyniki wirusologiczne – wszystkie „typowe” wirusy wywołujące zapalenie opon u dorosłych dają odpowiedź negatywną – nadal nie wiadomo co jest bezpośrednią przyczyną mojego stanu. Decyzją ordynatora oddziału przywracają mi całą gamę leków, zmieniają antybiotyk – zostaję w szpitalu na minimum tydzień, a nawet dwa. Do kolejnej punkcji. Mam dziś kompa z netem, poczytałem, że przy tej przypadłości najlepszym lekiem jest cierpliwość i lenistwo.
I tak w ciągu 3 tygodni stałem się wrakiem człowieka… nie potrafię przejść długości korytarza bez zadyszki, teraz ból jest już do zniesienia, plany na najbliższe miesiące odeszły w niepamięć. Chciałem w tym roku doprowadzić swoją kondycję do takiego poziomu, żeby przejechać bez problemu w ciągu jednego dnia 300 km rowerem, 130 robiłem z marszu po zimie. Był plan wyprawy rowerowej 1500-2000 km. Nie było jakiś szczególnych planów motocyklowych, ale chciałem pojeździć… sezon zakończony… wynik… około 500 km. Jednym z jego punktów miał być zlot TCP, nawet udało mi się na niego uzbierać pomimo ciężkiego finansowo roku… niestety. Rok mam ciężki pod każdym względem… staram się nie załamywać. Ciężko mi zebrać myśli, trudno podejmować wyzwania intelektualne, przerasta mnie czytanie gazet, często nie kontaktuję co się do mnie mówi, pocą mi się oczy. Jedyne co mi pozostaje to czekać i mieć nadzieję…
Okręt mój płynie dalej…
Gdzieś tam…
Serce choć popękane…
Chce bić…
Nie ma Cię i nie było…
Jest noc…
Nie ma mnie i nie było…
Jest dzień…
http://www.youtube.com/watch?v=USH7mcAVojg
Uważajcie na siebie… Pozdrawiam
Sobota 8 maja 2010
Dzień jak co dzień, od rana pomagam rodzicom w remoncie domu, potem wybieram się z Żabą na wycieczkę rowerową, na której to zostaję ugryziony przez dwie meszki – niby nic, trochę swędzi prawa piszczel, dzień zaliczam do udanych.
Niedziela 9 maja 2010
Rano znów pomagam rodzicom, potem robimy małego grilla, na którym wypijam 2 piwka i jestem kompletnie nawalony – dziwne, ale w sumie nie pamiętam kiedy ostatni raz piłem, więc mogłem się odzwyczaić. Wracam do domu i idę wcześnie spać, bo mnie ostro ścieło.
Poniedziałek 10 maja 2010
Wstaje na totalnym kacu, z lekkim rwaniem w prawej nodze – no cóż się szalało trzeba cierpieć. Lecę do pracy, dzień jak co dzień, noga się „rozchodziła”, więc zapominam o problemie, jednak w nocy znów dziwnie mrowi i jakby teraz trochę wyżej – nie ma czasu na myślenie trzeba spać.
Wtorek 11 maja 2010
Noga boli od rana, jest lekko sztywna, ból jakby promieniował na kręgosłup – przecież się nie będę rozczulał, rozejdzie się. Lecę do pracy. Nawał obowiązków zgodnie z przewidywaniami pozwala zapomnieć o bólu. Wieczorem czuję się oki, więc idę spać.
Środa 12 maja 2010
Od rana sztywnieje noga, rwanie przechodzi na kręgosłup i w ciągu dnia inne stawy – chyba mam grypę, kurcze musiała się przyplątać. Cały dzień jestem lekko trafiony – pewnie jest niskie ciśnienie. Na szczęście praca najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości – po raz kolejny udało się rozchodzić. Wieczorkiem jest w porządku, więc śpię.
Czwartek 13 maja 2010
Budzę się jakby pijany… ale rozchodziłem. W pracy przyjaciel wita mnie słowami: Coś ty robił w nocy? Spałem! Dzień mija szybko, cały czas mam jakby lekkie zaćmienie i spore problemy z koncentracją – stwierdzam, że wrócę do domu kilka godzin wcześniej, odrobię zaległości w pracach domowych i trochę odpocznę. Docieram około 18.00 z niesamowitym wręcz bólem głowy. Po godzinie walki z samym sobą decyduje się wziąć „coś na ból” – pada na ibuprofen 500 mg, ból głowy przypomina trochę ten przy zapaleniu zatok, więc powinno pomóc, pomiar temperatury 36,5 - norma. Nic więcej nie zrobiłem – walnąłem się spać.
Piątek 14 maja 2010
Ciężko wstać, boli głowa, noga, kręgosłup, barki, łokcie; temperatura 36,6 – grypa odpada. Decyduje wziąć samochód od Żaby i jechać do lekarza, wrzucam paracetamol 500 mg i w drogę. Rejestruję się na 15.40 – super mogę iść do pracy a jest co robić – jak przez cały ten rok nie wiele się działo tak teraz telefon się urywa. Do gabinetu docieram na „autopilocie”, jest kiepsko. Lekarka podejrzewa rwę kulszową (bóle nogi i kręgosłupa) w połączeniu z niskim ciśnieniem 100/60 (bóle głowy), aplikuje mi 250 mg ketoprofenu dożylnie i ponawia pomiary ciśnienia 120/70 i temperatury 36,5. Ketoprofen załatwia ból nogi – głowa pęka. Lekarka zapisuje mi tetrazepam – silny narkotyczny środek przeciwbólowy – umawia mnie na wizytę w poniedziałek i każe spadać do chaty. Ketoprofen mnie trochę postawił na nogi, więc wskakuje w auto i lecę do chaty. Tam studiuję uważnie tekst ulotki dołączonej do tetrazepamu i zgodnie z jej treścią łykam jedną pigułę i… odlatuje – po raz pierwszy w życiu zażyłem narkotyków – nikomu nie polecam, nic przyjemnego. Żaba wraca z pracy około 23.00, ale nie jestem w stanie się z nią dogadać, nie wiem co się dzieje dookoła.
Sobota 15 maja 2010
Budzę się około 3.45 i jedyna myśl jaką mam, to czy dam radę odgryźć sobie nogę nie ruszając się z łóżka, czy będę musiał jednak iść po nóż do kuchni. Po drodze łapię termometr – 37,9. Garść paracetamolu (3x500mg) i do wyra, zasypiam. Cała sobota to jeden wielki ból i walka z utratą świadomości. Przed 20.00 daję się przekonać Żabie, żeby zabrała mnie na pogotowie. Docieramy około 21.00, pielęgniarka klasyfikuje moje objawy na konsultację neurologiczną, lekarz po przeprowadzeniu wywiadu składa propozycję nie do odrzucenia:
- Zgodzi się pan na pobranie płynu, to jest co najmniej tydzień leżenia w szpitalu, póki co mogę panu zaproponować korytarz.
- Jakiego płynu?
- No… mózgowo rdzeniowego! – wyraźnie poirytowany moją niewiedzą i ignorancją
- Czyli punkcja lędźwiowa?
- Uhm… Zgadza się Pan?
- Nie mam wyjścia…
- No skoro się pan tak upiera to pana nakłujemy!
- Wesoło…
Nakłuwają – strasznie im było przy tym wesoło, ale do czasu… do czasu aż wypłynęły pierwsze krople płynu, po tym nagle zamilkli i wszystko potoczyło się błyskawicznie, po paru minutach leżałem już na korytarzu Oddziału Neurologicznego Wojewódzkiego Szpitala w Poznaniu.
Niedziela 16 maja – piątek 21 maja 2010
Pojawia się rozpoznanie – wirusowe zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Kolejne kilka dni spędzam w półświadomości i upojeniu leków przeciwbólowych, które i tak nie pomagają – ból jest nie do wytrzymania, kolejna kroplówka z nazwą leku przeciwbólowego jest w tej chwili dla mnie najważniejszym i najbardziej wyczekiwanym wydarzeniem każdego dnia. Jestem załamany. Ciężko mi wstać, ciężko się poruszać, każde wyjście do kibla jest walką z niewyobrażalnym bólem. Dziennie przyjmuję około 3 litrów kroplówek. Acyclovir, Biotraxon, Ketoprofen, dużo soli fizjologicznej, całe garści leków osłonowych na żołądek i wątrobę, zastrzyki w brzuch. Lekarz wprost oznajmia, że o jeździe na motocyklu w tym roku mogę już zapomnieć, bo nawet jak mnie szybko wyleczą to zespół powikłań takich jak zaburzenia słuchu, równowagi, dezorientacja, luki w pamięci, stany lękowe, drgawki zdyskwalifikują mnie jako motocyklistę na długi czas.
Sobota 22 maja 2010
Następuje stopniowa poprawa samopoczucia, decyduję się na odstawienie leków przeciwbólowych – decyduję się w taki sposób, że nie sprzeciwiam się propozycji lekarza w tej kwestii – po jakiejś godzinie żałuję swojej decyzji, ale jestem twardy – nie błagam o kolejne dawki. Ból jest wszędzie i rządzi całym moim życiem. Pojawiają się silne zaburzenia słuchu, głowa mi pęka. Na słuch dostaję Piracetam – dożylnie 12 g na dobę. Stanowczo odmawiam przyjmowania leków antydepresyjnych – poradzę sobie bez stymulowania mózgu.
Niedziela 23 maja – piątek 28 maja 2010
Z dnia na dzień jest lepiej – wraca mi słuch, udaje mi się przejść dalej niż do kibla i z powrotem bez napadu bólu. W piątek lekarz prowadzący decyduje, że w poniedziałek wykonana zostanie ponowna punkcja w celu sprawdzenia postępów w leczeniu.
Sobota 29 maja – niedziela 30 maja 2010
Czuję się świetnie, spędzam sporo czasu w ruchu, wychodzę na ławeczkę przed szpital, jestem przekonany, że najdalej we środę będę w domu.
Poniedziałek 31 maja 2010
Kontrolne nakłucie lędźwiowe jest bardzo bolesne, ale płyn wygląda bardzo ładnie, jest bezbarwny i klarowny – reszta dnia, jak to po punkcji, w pozycji horyzontalnej. Lekarka prowadząca odstawia mi leki.
Wtorek 01 czerwca 2010
Czuję się świetnie, jestem przekonany, że wyjdę do domu… niestety wyniki analiz płynu mózgowo rdzeniowego odbierają mi nadzieję – parametry 6-krotnie przekraczają normy, dość powiedzieć że wyszły gorsze niż za pierwszym razem. Przychodzą też wyniki wirusologiczne – wszystkie „typowe” wirusy wywołujące zapalenie opon u dorosłych dają odpowiedź negatywną – nadal nie wiadomo co jest bezpośrednią przyczyną mojego stanu. Decyzją ordynatora oddziału przywracają mi całą gamę leków, zmieniają antybiotyk – zostaję w szpitalu na minimum tydzień, a nawet dwa. Do kolejnej punkcji. Mam dziś kompa z netem, poczytałem, że przy tej przypadłości najlepszym lekiem jest cierpliwość i lenistwo.
I tak w ciągu 3 tygodni stałem się wrakiem człowieka… nie potrafię przejść długości korytarza bez zadyszki, teraz ból jest już do zniesienia, plany na najbliższe miesiące odeszły w niepamięć. Chciałem w tym roku doprowadzić swoją kondycję do takiego poziomu, żeby przejechać bez problemu w ciągu jednego dnia 300 km rowerem, 130 robiłem z marszu po zimie. Był plan wyprawy rowerowej 1500-2000 km. Nie było jakiś szczególnych planów motocyklowych, ale chciałem pojeździć… sezon zakończony… wynik… około 500 km. Jednym z jego punktów miał być zlot TCP, nawet udało mi się na niego uzbierać pomimo ciężkiego finansowo roku… niestety. Rok mam ciężki pod każdym względem… staram się nie załamywać. Ciężko mi zebrać myśli, trudno podejmować wyzwania intelektualne, przerasta mnie czytanie gazet, często nie kontaktuję co się do mnie mówi, pocą mi się oczy. Jedyne co mi pozostaje to czekać i mieć nadzieję…
Okręt mój płynie dalej…
Gdzieś tam…
Serce choć popękane…
Chce bić…
Nie ma Cię i nie było…
Jest noc…
Nie ma mnie i nie było…
Jest dzień…
http://www.youtube.com/watch?v=USH7mcAVojg
Uważajcie na siebie… Pozdrawiam
-
- naciągacz linek
- Posty: 56
- Rejestracja: 27.07.2009, 22:22
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lublin
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Przykro mi chłopaku, cały ten rok jest jakiś nie taki, ale pamiętaj, jak człowiek bardzo chce wyzdrowieć, to nawet służba zdrowia jest bezsilna. Zdrowia.
- Bugi
- swobodny rider
- Posty: 3271
- Rejestracja: 27.06.2009, 09:23
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Kraków
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
trzymaj sie stary i nie poddawaj sie bedzie dobrze
Pozdrawiam
Bugi
jak cos działa, nie ruszaj bo spier...
był.. Pomarańczowy dzik :)
http://www.youtube.com/user/bugi275
Bugi
jak cos działa, nie ruszaj bo spier...
był.. Pomarańczowy dzik :)
http://www.youtube.com/user/bugi275
- hetfield
- emzeciarz agroturysta
- Posty: 267
- Rejestracja: 17.08.2009, 23:06
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Kraków
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Trzymaj się chłopie
- torak
- pałujący w lesie
- Posty: 1417
- Rejestracja: 12.06.2008, 22:48
- Mój motocykl: inne endurowate moto
- Lokalizacja: Szczecin
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
O rzesz kukuryku Serdecznie ciebie współczuję i życzę powrotu do pełni zdrowia. Rozumiem że lekarzom zdradziłeś tajemnicę o meszkach.Odpoczywaj. Pogoda fatalna więc i tak nie pojeździłbyś
pomarańczowe zaloty czas zacząć
http://www.artmebel.szczecin.pl
http://www.artmebel.szczecin.pl
- JanuszCh.
- miejski lanser
- Posty: 403
- Rejestracja: 14.02.2009, 21:20
- Mój motocykl: mam inne moto...
- Lokalizacja: Dubiecko
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Witaj!
Ja wiele lat temu mając 15 lat zachorowałem na zapalenie opon mózgowych. Najpierw przeleżałem w domu ze dwa tygodnie leczony na wszystko tylko nie to co trzeba, później podobnie jak Ty z utratą przytomności wylądowałem w szpitalu. Po ponad trzech tygodniach wyszedłem ze szpitala, długo odczuwałem dolegliwości po chorobie, ale w końcu wyszedłem z tego. Wiem co to znaczy być wyrwanym z codzienności przez chorobę, człowiek staje się taki mały. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Trzeba mieć nadzieję, że to wszystko nie potrwa już długo
Ja wiele lat temu mając 15 lat zachorowałem na zapalenie opon mózgowych. Najpierw przeleżałem w domu ze dwa tygodnie leczony na wszystko tylko nie to co trzeba, później podobnie jak Ty z utratą przytomności wylądowałem w szpitalu. Po ponad trzech tygodniach wyszedłem ze szpitala, długo odczuwałem dolegliwości po chorobie, ale w końcu wyszedłem z tego. Wiem co to znaczy być wyrwanym z codzienności przez chorobę, człowiek staje się taki mały. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Trzeba mieć nadzieję, że to wszystko nie potrwa już długo
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
ja pitole !!! ZDROWIA chłopie!!!!
motocykl daje wolność, kobieta ją zabiera...
- wojtekk
- oktany w żyłach
- Posty: 5559
- Rejestracja: 22.08.2009, 13:17
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa / Saska Kępa
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Zdrowia chłopie! Trzymaj się!
Były: Transalp 600, Super Tenere XTZ 750, Suzuki DR 650 SE. Jest: PamEla Anderson St1300 PanEuropean
***
Enduro się kulom nie kłania.
***
Enduro się kulom nie kłania.
-
- pyrkający w orzeszku
- Posty: 246
- Rejestracja: 10.05.2009, 20:50
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Wołomin
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Zalmen3. Jeżeli Ty z marszu byłeś w stanie przejechać na rowerze 130 kilosów , to ja o twoje zdrowie jestem spokojny, dasz radę Na następnym wiosennym zlocie jeszcze będziemy się razem śmiać, jak to dwie wredne meszki dorosłego chłopa do łóżka położyły.
Trzymaj się ciepło i do
Trzymaj się ciepło i do
- graphia
- łamacz szprych
- Posty: 655
- Rejestracja: 18.06.2008, 23:54
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Kontakt:
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Zalmen. Z opisu wynika, że twardy z Ciebie gość. Ja bym już posrany łaził przed pierwszą punkcją. Trzymaj się brachu - myślami jesteśmy z Tobą, na zlocie co najmniej jeden browar na głowę pójdzie za Twoje zdrowie
- ostry
- oktany w żyłach
- Posty: 3966
- Rejestracja: 12.06.2008, 21:52
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Kraśnik
- Kontakt:
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Nic Ci nie będzie , silny organizm - szybko dojdziesz do siebie . Tylko ten cholerny czas . Chociaż , teraz masz "nas" w laptoku , to Ci moment zleci . Poza tym i tak pogoda do , to nie masz czego żałować .
Zdrowia!!
Zdrowia!!
PD 06,RD 01,PD 06,PD 06,RD 04,PD 06,PD 10,RD 10,RD 13,PD 06,T7 ...
-
- Nowicjusz
- Posty: 12
- Rejestracja: 18.04.2009, 20:31
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: W-wa Zalesie Górne
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Współczuję.Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.Pozdrawiam.
- Dłubacz
- rozmawiający z silnikiem
- Posty: 481
- Rejestracja: 08.11.2009, 18:33
- Mój motocykl: XL600V
- Kontakt:
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
... ...Oby choroba minęła jak najszybciej. Przerwanym sezonem się nie przejmuj, jak wyzdrowiejesz to nadrobisz z nawiązką .
Pogody ducha i cierpliwości w kuracji!
Pogody ducha i cierpliwości w kuracji!
- NaczelnyFilozof
- czyściciel nagaru
- Posty: 585
- Rejestracja: 24.08.2008, 09:52
- Lokalizacja: Jeleśnia - Żywiec
- Kontakt:
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Aż mnie osłabiło jak przeczytałem ten tekst
Powrotu do zdrowia życzymy.
Powrotu do zdrowia życzymy.
Naczelny Filozof
Cezet 350 '83 [z dwoniącym tłokiem] [bez kilku podkładek] [w kolorze Zielonego Trabanta]
Transalp 600 '91 [Puzzle Edition 2.0]
Cezet 350 '83 [z dwoniącym tłokiem] [bez kilku podkładek] [w kolorze Zielonego Trabanta]
Transalp 600 '91 [Puzzle Edition 2.0]
- jacoo
- szorujący kolanami
- Posty: 1891
- Rejestracja: 16.09.2009, 18:11
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Kraków/Zakopane
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Maciek, wszyscy wiemy że wyjdziesz z tego, to tylko kwestia czasu
Czytając Twoj post uświadomiłem sobie jakim silnym człowiekiem jestes - pisać o tym w taki sposób to trzeba miec prawdziwe "jaja".
Z całego serca współczuję --> ZDROWIEJ JAK NAJSZYBCIEJ !!!!!!!!!!
Powodzenia!
Czytając Twoj post uświadomiłem sobie jakim silnym człowiekiem jestes - pisać o tym w taki sposób to trzeba miec prawdziwe "jaja".
Z całego serca współczuję --> ZDROWIEJ JAK NAJSZYBCIEJ !!!!!!!!!!
Powodzenia!
rystakpa.
Jazda na motocyklu jest najprzyjemniejszą rzeczą jaką można robić w ubraniu.
xl600v -->DL650-->XT660Z-->
Obecnie: XL700 VA
Jazda na motocyklu jest najprzyjemniejszą rzeczą jaką można robić w ubraniu.
xl600v -->DL650-->XT660Z-->
Obecnie: XL700 VA
- Thorin
- łamacz szprych
- Posty: 677
- Rejestracja: 31.10.2008, 11:16
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Przeworsk
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Samo życie, cholera...
Ale dasz chłopie radę i pod tą "górkę" też wyjedziesz!!! Trzymaj się!
Ale dasz chłopie radę i pod tą "górkę" też wyjedziesz!!! Trzymaj się!
Cave me domine ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo
- CUinHell
- rozmawiający z silnikiem
- Posty: 426
- Rejestracja: 01.09.2009, 22:04
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Warszawa- Wesoła
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
3maj się dzielnie. Zdrówka
Teraz Africa Twin RD04 HRC, KTM 990 Adventure
-
- wiejski tuningowiec
- Posty: 104
- Rejestracja: 12.10.2008, 15:21
- Mój motocykl: nie mam już TA
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Trzym się
Twardym trzeba być a nie mientkim, ale to już sam wiesz najlepiej
Twardym trzeba być a nie mientkim, ale to już sam wiesz najlepiej
Był TA '92 jest NAT '16
_______________________________________________
...We Are Marines - We Follow Orders...
...........We Go Where We're Told..........
.....and We Win When We Get There.....
245 Years & Still Kicking Ass
_______________________________________________
...We Are Marines - We Follow Orders...
...........We Go Where We're Told..........
.....and We Win When We Get There.....
245 Years & Still Kicking Ass
- Andrzej77
- rozmawiający z silnikiem
- Posty: 487
- Rejestracja: 29.03.2009, 23:00
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Kobylanka
Re: Dla mnie sezon się zakończył - infectio OUN - ku przestrodze
Jak to przeczytałem, to dochodzę do wniosku, że codzienne problemy wielu z nas są gównianie małe... Zdrowia chłopaku Tobie i cierpliwości Twojej Żabie. Pzdr
Ufaj Allahowi, ale wielbłąda zawsze przywiązuj do płotu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości