Rumunia 2023
: 23.07.2023, 12:57
Ciągnęło mnie znów na motowłóczęgę, 2 ostatnie lata były Bałkany, w tym roku postanowiłem przypomnieć sobie Rumunię. Jednak planowanie trasy nie szło tak dobrze, jak w poprzednich latach - wszystko przez brak czasu, by przysiąść nad mapą i z kompem opracować trasę. W czwartek 13.07. udało się wklepać ją do końca w GPS-a, postanowiłem jeszcze zrobić jej odwrotną wersję, by w miejscach, gdzie ważna jest jazda po w miarę suchym być wpierw, ale to oczywiście zależało od pogody. Zacząłem ją śledzić, szczególnie które obszary Rumunii są objęte opadami i to zdecydowało, że trasa będzie zrobiona w wersji odwrotnej.
Wystartowałem w sobotę 15.07. rano, gdzieś koło 4.30. Nie miałem planu, dokąd dojadę w ciągu tego dnia, tym miałem zajmować się dopiero bliżej wieczoru.
Pierwszy punkt do zwiedzenia ustaliłem na Węgrzech, w miejscowości Szatmárcseke - bardzo ciekawy cmentarz, z dębowymi nagrobkami przypominającymi dzioby łodzi.
Już po drodze pierwsze zaskoczenie, zawsze jeździłem na ilość przejechanych kilometrów, do tego planowałem tankowania. Byłem przekonany, że dociągnę do Rumunii i tam dopiero zatankuję, ale zauważyłem, że wskazówka wskaźnika paliwa zaczęła lecieć w dół o jakieś 40km wcześniej, niż się spodziewałem. To oznaczało, że muszę zatankować jeszcze na Węgrzech. Pierwsza stacja - już zlikwidowana, drugą znalazłem w bok od trasy, ale przynajmniej czynna - zatankowałem 17l. Teraz już spokojnie mogłem ciągnąć dalej.
Granicę węgiresko-rumuńską udało się pokonać przy niezbyt dużej stracie czasu, jednak po jej przejechaniu zauważyłem, że wszyscy zatrzymują się albo na stacji paliw albo przy sklepach. Jadąc dalej zrozumiałem dlaczego - W Rumunii wymagane są winiety. Z tego tematu nie byłem przygotowany więc znajduję trochę cienia i zaczynam szukać w Internecie, na jakich drogach są wymagane winiety i czy mnie to też dotyczy. Okazuje się, że motocykle nie muszą mieć wykupionych winiet, więc ruszam dalej. Niepokoi mnie tylko to spalanie - niby sakwy robią za żagiel, ale nie osiągam takich prędkości, by miały przełożenie na spalanie. Dla świętego spokoju tankuję następny raz dość szybko i przeliczam spalanie - okazuje się całkiem dobre - 4.6l. Może moto za długo stało przed wyjazdem i paliwo wywietrzało?
Ciągnę na południe, celem jest droga 121 biegnąca skrajem parku Apuseni.
Jako że mam dość dobry czas - jest 14 - zaczynam się zastanawiać, czy nie dało by się podciągnąć dziś pod wjazd na Transalpinę. Po drodze mam jeszcze 14-to kilometrowy odcinek szutrowy, on na pewno mnie spowolni a obawiam się nawet, czy nie będę musiał go ominąć. Na szczęście okazuje się prostym odcinkiem i choć gorąc spory, daje się go sprawnie pokonać.
Przejeżdżam jeszcze przez rezerwat przyrody Cheile Vălişoarei, tam na chwilę się zatrzymuję i zaczynam szukać noclegu.
Myślałem o Petrești, ale czas pozwalał na dalsze podciągnięcie - wylądowałem w końcu w Jina, korzystając po drodze trochę z autostrad, co pozwoliło zaoszczędzić czas. I tak nic po drodze nie miałem do odwiedzenia, Alba Iulia zwiedziłem poprzednim razem, a na Râpa Roșie rzuciłem tylko wzrokiem z autostrady.
Nocleg dobry, motocykl parkuję jakby na dziedzińcu wewnętrznym. Pora dość późna, więc tylko szybki posiłek i kładę się spać.
Jutro ma być dzień aktywniejszy, choć nie wiedziałem jeszcze że niezupełnie o taką aktywność mi chodzi...
Wystartowałem w sobotę 15.07. rano, gdzieś koło 4.30. Nie miałem planu, dokąd dojadę w ciągu tego dnia, tym miałem zajmować się dopiero bliżej wieczoru.
Pierwszy punkt do zwiedzenia ustaliłem na Węgrzech, w miejscowości Szatmárcseke - bardzo ciekawy cmentarz, z dębowymi nagrobkami przypominającymi dzioby łodzi.
Już po drodze pierwsze zaskoczenie, zawsze jeździłem na ilość przejechanych kilometrów, do tego planowałem tankowania. Byłem przekonany, że dociągnę do Rumunii i tam dopiero zatankuję, ale zauważyłem, że wskazówka wskaźnika paliwa zaczęła lecieć w dół o jakieś 40km wcześniej, niż się spodziewałem. To oznaczało, że muszę zatankować jeszcze na Węgrzech. Pierwsza stacja - już zlikwidowana, drugą znalazłem w bok od trasy, ale przynajmniej czynna - zatankowałem 17l. Teraz już spokojnie mogłem ciągnąć dalej.
Granicę węgiresko-rumuńską udało się pokonać przy niezbyt dużej stracie czasu, jednak po jej przejechaniu zauważyłem, że wszyscy zatrzymują się albo na stacji paliw albo przy sklepach. Jadąc dalej zrozumiałem dlaczego - W Rumunii wymagane są winiety. Z tego tematu nie byłem przygotowany więc znajduję trochę cienia i zaczynam szukać w Internecie, na jakich drogach są wymagane winiety i czy mnie to też dotyczy. Okazuje się, że motocykle nie muszą mieć wykupionych winiet, więc ruszam dalej. Niepokoi mnie tylko to spalanie - niby sakwy robią za żagiel, ale nie osiągam takich prędkości, by miały przełożenie na spalanie. Dla świętego spokoju tankuję następny raz dość szybko i przeliczam spalanie - okazuje się całkiem dobre - 4.6l. Może moto za długo stało przed wyjazdem i paliwo wywietrzało?
Ciągnę na południe, celem jest droga 121 biegnąca skrajem parku Apuseni.
Jako że mam dość dobry czas - jest 14 - zaczynam się zastanawiać, czy nie dało by się podciągnąć dziś pod wjazd na Transalpinę. Po drodze mam jeszcze 14-to kilometrowy odcinek szutrowy, on na pewno mnie spowolni a obawiam się nawet, czy nie będę musiał go ominąć. Na szczęście okazuje się prostym odcinkiem i choć gorąc spory, daje się go sprawnie pokonać.
Przejeżdżam jeszcze przez rezerwat przyrody Cheile Vălişoarei, tam na chwilę się zatrzymuję i zaczynam szukać noclegu.
Myślałem o Petrești, ale czas pozwalał na dalsze podciągnięcie - wylądowałem w końcu w Jina, korzystając po drodze trochę z autostrad, co pozwoliło zaoszczędzić czas. I tak nic po drodze nie miałem do odwiedzenia, Alba Iulia zwiedziłem poprzednim razem, a na Râpa Roșie rzuciłem tylko wzrokiem z autostrady.
Nocleg dobry, motocykl parkuję jakby na dziedzińcu wewnętrznym. Pora dość późna, więc tylko szybki posiłek i kładę się spać.
Jutro ma być dzień aktywniejszy, choć nie wiedziałem jeszcze że niezupełnie o taką aktywność mi chodzi...