Bałkańska włóczęga 2021
Bałkańska włóczęga 2021
Najważniejszy jest plan.
Plan był, urodził się już po powrocie z Rumunii w 2019r. Rumunia była takim poligonem, z którego miałem wyciągnąć doświadczenia odnośnie podróżowania. Zrozumiałem, że planowanie z góry tras na kolejne dni jest bez sensu, po tym wyjeździe postanowiłem dołożyć grzanetki, sprawdziłem też kolegę i wtedy mówiłem już sobie, że nigdy więcej z nim nie pojadę.
W zeszłym roku sytuacja zaczęła się komplikować, odpuściłem zagranicę i z córką pojechaliśmy nad morze. To również była okazja do testów, sakwy rowerowe po przeróbce nadal się dobrze sprawowały i dowiedziałem się, że podpięcie masy od grzanetek pod - wydawało by się - idealne miejsce, tj. śrubę mocowania zegarów - nie jest dobrym pomysłem
Na ten rok, ze względu na kawał drogi, postanowiłem się jednak przeprosić z kolegą. Wyraził zainteresowanie, ale jakoś widziałem, że może z tego nic nie wyjść. Nie za bardzo był zainteresowany kiedy, którędy itp. Mimo wszystko ja zacząłem kafelki układać - zdecydowałem się na szczepienie, zmieniłem ubezpieczyciela na takiego, który teoretycznie zapewniał mi holowanie aż z AL w razie "W". W zimie wymieniłem opony, napęd (pamiętacie dyskusje? ). Jeszcze w maju dałem na regulację zaworów i czyszczenie gaźników i uznałem, że jestem gotów do drogi.
2 tygodnie przed urlopem kolega powiedział, że jednak nie jedzie. Trochę mnie to załamało, wydawało mi się, że trzeba będzie odpuścić. Ale z drugie strony, dobrze mi się z nim nie jeździło, motor mam sprawny, ubezpieczenie kupione - więc czemu nie samemu?
Dokończyłem przygotowania, start miał być 10.07, ale jeszcze prace koło domu mnie zatrzymały, więc początek podróży przełożyłem na następny dzień.
Moto spakowane stało w garażu:
Plan był, urodził się już po powrocie z Rumunii w 2019r. Rumunia była takim poligonem, z którego miałem wyciągnąć doświadczenia odnośnie podróżowania. Zrozumiałem, że planowanie z góry tras na kolejne dni jest bez sensu, po tym wyjeździe postanowiłem dołożyć grzanetki, sprawdziłem też kolegę i wtedy mówiłem już sobie, że nigdy więcej z nim nie pojadę.
W zeszłym roku sytuacja zaczęła się komplikować, odpuściłem zagranicę i z córką pojechaliśmy nad morze. To również była okazja do testów, sakwy rowerowe po przeróbce nadal się dobrze sprawowały i dowiedziałem się, że podpięcie masy od grzanetek pod - wydawało by się - idealne miejsce, tj. śrubę mocowania zegarów - nie jest dobrym pomysłem
Na ten rok, ze względu na kawał drogi, postanowiłem się jednak przeprosić z kolegą. Wyraził zainteresowanie, ale jakoś widziałem, że może z tego nic nie wyjść. Nie za bardzo był zainteresowany kiedy, którędy itp. Mimo wszystko ja zacząłem kafelki układać - zdecydowałem się na szczepienie, zmieniłem ubezpieczyciela na takiego, który teoretycznie zapewniał mi holowanie aż z AL w razie "W". W zimie wymieniłem opony, napęd (pamiętacie dyskusje? ). Jeszcze w maju dałem na regulację zaworów i czyszczenie gaźników i uznałem, że jestem gotów do drogi.
2 tygodnie przed urlopem kolega powiedział, że jednak nie jedzie. Trochę mnie to załamało, wydawało mi się, że trzeba będzie odpuścić. Ale z drugie strony, dobrze mi się z nim nie jeździło, motor mam sprawny, ubezpieczenie kupione - więc czemu nie samemu?
Dokończyłem przygotowania, start miał być 10.07, ale jeszcze prace koło domu mnie zatrzymały, więc początek podróży przełożyłem na następny dzień.
Moto spakowane stało w garażu:
- Piter!!!
- miejski lanser
- Posty: 360
- Rejestracja: 24.10.2015, 16:38
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Bydgoszcz
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Dajesz, dajesz
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Wypady wszelakie, również czytanie opowieści, od razu poprawiają humor .
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Panowie, spokojnie. Jak zacząłem to i skończę, choć czasami może to trochę trwać
Dzień 1
To był jedyny dzień o z góry zaplanowanym przelocie - miałem się teleportować ok. 940km. Próbowałem się w różnych miejscach dowiedzieć, czy to realne, przeliczałem na wszelkie sposoby czas i prędkość, by potwierdzić, że się uda. Nigdy tak dużo w jeden dzień nie jeździłem, i tu również przydały się wnioski wyciągnięte z wyjazdu do Rumunii - szyba deflektora na specjalne zamówienie (wyższa ze względu na mój wzrost i trochę szersza, by była równa szybie Kappa), u majfiendów kupiona mata pod tyłek (wiosną nie dawało się na niej jeździć, za bardzo schładzała), podspodenki, by otarć nie było (dobrze, że Rumunia to było tylko 4 dni ).
Wyruszyłem o 3:50, szybki przelot do Barwinka, tam tylko Słowak mnie zapytał gdzie jadę i zdziwił się, że sam. Żadnych papierów nie pokazywałem. Słowację chciałem przelecieć na jednym baku, i tankować dopiero na autostradzie na Węgrzech (winieta kupiona wcześniej on-line).
Odnośnie tankowań - jako navi używam IGO na urządzeniu lark freebird 4.3at (zakupionym zresztą za pomocą tegoż forum). Igo podaje podczas jazdy wiele informacji odnośnie trasy a dodatkowo w parę kliknięć pozwala wyszukiwać i dodawać do trasy punkty POI. Często z tego korzystałem, by po tankowaniu wyznaczyć sobie miejsce następnego.
Jazda autostradą na motorze była dla mnie strasznie męcząca, by nie być ciągle w jednej pozycji próbowałem kłaść się na baku i kierować lewą ręką uwalniając prawą. Trzymałem prędkość lekko ponad 100km/h, ale to skutkowało wyprzedzaniem mnie przez wszystkich. Zawirowania mocno narabiały szybą i deflektor wkrótce się poluzował.
Granica HUN-SRB, po wepchaniu się prawie na początek przeszła szybko i do okazania był tylko paszport i papiery z moto. Tamtejszą autostradą jechało się już całkowicie źle - gorąco i w dodatku pod wiatr. Zaskutkowało to spalaniem 6.98l/100km. Miałem zjeżdżać na węźle Lajkovac. Niedaleko tego zjazdu zdążyłem zauważyć, że jedna z nakrętek deflektora postanowiła dalej nie jechać i została gdzieś na autostradzie. By nie stracić śruby - przyłapałem ją trytytką, jednak deflektor nie spełniał już swojej roli. Do celu na dziś zostało ok. 100km podrzędnymi drogami, czasowo miałem się wyrobić. Wreszcie można było się zatrzymywać w ciekawszych miejscach jak zapora na rzece Jablanica:
czy punkt widokowy Kapina Podrinja:
I widok z niego:
Stamtąd już tylko ok 30 km do fajnego miejsca - Kucica na Drini:
Z Trampkiem też musiało być zdjęcie:
Jadąc bocznymi drogami przez Serbię w wielu miejscach widziałem, że zmarli są chowani blisko ich gospodarstw. Może to ze względu na rozproszenie zamieszkania?
Nocleg miałem wcześniej upatrzony w Bajina Bašta, ale wydawało mi się, że pora wczesna, więc chciałem podgonić dalej. Następne miejsce okazało się być jakimś sporym centrum turystycznym. Trzeba było szukać dalej. Internetu nie miałem (a raczej był, ale 3.6PLN za 100kb ) , ale w telefonie miałem zainstalowane Maps.ME. Ma ona możliwość wyszukiwania na mapach off-line hoteli i innych rodzajów noclegów wraz z filtrami cen jako tanie droższe i najdroższe. Zawsze podczas wyjazdu wyszukiwałem tych najtańszych i jak dla mnie były wystarczające. 4 km dalej znalazłem taki nocleg, za który musiałem jednak zapłacić 25EUR. No cóż, w cenie było jeszcze piwo (marzenie po całodziennej podróży) a w pokoju czekało coś takiego:
Nic z tego nie ruszyłem, jutro miał być ciekawy dzień, szkoda by się było męczyć
Obyś się z moim tempem nie rozpił
Dzień 1
To był jedyny dzień o z góry zaplanowanym przelocie - miałem się teleportować ok. 940km. Próbowałem się w różnych miejscach dowiedzieć, czy to realne, przeliczałem na wszelkie sposoby czas i prędkość, by potwierdzić, że się uda. Nigdy tak dużo w jeden dzień nie jeździłem, i tu również przydały się wnioski wyciągnięte z wyjazdu do Rumunii - szyba deflektora na specjalne zamówienie (wyższa ze względu na mój wzrost i trochę szersza, by była równa szybie Kappa), u majfiendów kupiona mata pod tyłek (wiosną nie dawało się na niej jeździć, za bardzo schładzała), podspodenki, by otarć nie było (dobrze, że Rumunia to było tylko 4 dni ).
Wyruszyłem o 3:50, szybki przelot do Barwinka, tam tylko Słowak mnie zapytał gdzie jadę i zdziwił się, że sam. Żadnych papierów nie pokazywałem. Słowację chciałem przelecieć na jednym baku, i tankować dopiero na autostradzie na Węgrzech (winieta kupiona wcześniej on-line).
Odnośnie tankowań - jako navi używam IGO na urządzeniu lark freebird 4.3at (zakupionym zresztą za pomocą tegoż forum). Igo podaje podczas jazdy wiele informacji odnośnie trasy a dodatkowo w parę kliknięć pozwala wyszukiwać i dodawać do trasy punkty POI. Często z tego korzystałem, by po tankowaniu wyznaczyć sobie miejsce następnego.
Jazda autostradą na motorze była dla mnie strasznie męcząca, by nie być ciągle w jednej pozycji próbowałem kłaść się na baku i kierować lewą ręką uwalniając prawą. Trzymałem prędkość lekko ponad 100km/h, ale to skutkowało wyprzedzaniem mnie przez wszystkich. Zawirowania mocno narabiały szybą i deflektor wkrótce się poluzował.
Granica HUN-SRB, po wepchaniu się prawie na początek przeszła szybko i do okazania był tylko paszport i papiery z moto. Tamtejszą autostradą jechało się już całkowicie źle - gorąco i w dodatku pod wiatr. Zaskutkowało to spalaniem 6.98l/100km. Miałem zjeżdżać na węźle Lajkovac. Niedaleko tego zjazdu zdążyłem zauważyć, że jedna z nakrętek deflektora postanowiła dalej nie jechać i została gdzieś na autostradzie. By nie stracić śruby - przyłapałem ją trytytką, jednak deflektor nie spełniał już swojej roli. Do celu na dziś zostało ok. 100km podrzędnymi drogami, czasowo miałem się wyrobić. Wreszcie można było się zatrzymywać w ciekawszych miejscach jak zapora na rzece Jablanica:
czy punkt widokowy Kapina Podrinja:
I widok z niego:
Stamtąd już tylko ok 30 km do fajnego miejsca - Kucica na Drini:
Z Trampkiem też musiało być zdjęcie:
Jadąc bocznymi drogami przez Serbię w wielu miejscach widziałem, że zmarli są chowani blisko ich gospodarstw. Może to ze względu na rozproszenie zamieszkania?
Nocleg miałem wcześniej upatrzony w Bajina Bašta, ale wydawało mi się, że pora wczesna, więc chciałem podgonić dalej. Następne miejsce okazało się być jakimś sporym centrum turystycznym. Trzeba było szukać dalej. Internetu nie miałem (a raczej był, ale 3.6PLN za 100kb ) , ale w telefonie miałem zainstalowane Maps.ME. Ma ona możliwość wyszukiwania na mapach off-line hoteli i innych rodzajów noclegów wraz z filtrami cen jako tanie droższe i najdroższe. Zawsze podczas wyjazdu wyszukiwałem tych najtańszych i jak dla mnie były wystarczające. 4 km dalej znalazłem taki nocleg, za który musiałem jednak zapłacić 25EUR. No cóż, w cenie było jeszcze piwo (marzenie po całodziennej podróży) a w pokoju czekało coś takiego:
Nic z tego nie ruszyłem, jutro miał być ciekawy dzień, szkoda by się było męczyć
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Dzień 2
Na takich wyjazdach spania nie mam, ciągnie mnie by jak najszybciej znów być w trasie. Wyjechałem o 6.00, plan był taki, by przez BiH wjechać do MNO i przejechać Kanionem Pivy, odbić na Durmitor i ewentualnie zanocować przy moście Đurđevića.
Już po chwili zaczynają się widoki, jakie lubię:
Pomnik poświęcony Szargańskiej ósemka (Šarganska Osmica) w Kremnej
Przekroczenie granicy SRB-BiH długo nie trwało, jedynie tam podczas całego wyjazdu bośniacki pogranicznik chciał, by pokazać mu papiery covidowe. Po godzinie 7.20 byłem już w Wiszegradzie:
Most Mehmeda Paszy Sokolovicia na Drinie
Drina
O 10 jestem na granicy BiH - MNO. Po sprawdzeniu papierów pytam bośniaka, czy mogę zrobić zdjęcia. Pozwolił, ale tylko mostu:
Po przejechaniu przez niego wróciłem się jeszcze, by zobaczyć piękny kolor wód Tary
Zatrzymuję się jeszcze przy starym posterunku granicznym
Później wjeżdżam już w Kanion Pivy
Zapora Mratinje
Pivsko jezero
Odbijam na P14. Kierunek - Durmitor
Most na Pivskim jezierem widziany z P14
Trsa
Bioč w tle
Durmitor
Pišče
Pišče, a w tle Bioč
Durmitor
Na takich wyjazdach spania nie mam, ciągnie mnie by jak najszybciej znów być w trasie. Wyjechałem o 6.00, plan był taki, by przez BiH wjechać do MNO i przejechać Kanionem Pivy, odbić na Durmitor i ewentualnie zanocować przy moście Đurđevića.
Już po chwili zaczynają się widoki, jakie lubię:
Pomnik poświęcony Szargańskiej ósemka (Šarganska Osmica) w Kremnej
Przekroczenie granicy SRB-BiH długo nie trwało, jedynie tam podczas całego wyjazdu bośniacki pogranicznik chciał, by pokazać mu papiery covidowe. Po godzinie 7.20 byłem już w Wiszegradzie:
Most Mehmeda Paszy Sokolovicia na Drinie
Drina
O 10 jestem na granicy BiH - MNO. Po sprawdzeniu papierów pytam bośniaka, czy mogę zrobić zdjęcia. Pozwolił, ale tylko mostu:
Po przejechaniu przez niego wróciłem się jeszcze, by zobaczyć piękny kolor wód Tary
Zatrzymuję się jeszcze przy starym posterunku granicznym
Później wjeżdżam już w Kanion Pivy
Zapora Mratinje
Pivsko jezero
Odbijam na P14. Kierunek - Durmitor
Most na Pivskim jezierem widziany z P14
Trsa
Bioč w tle
Durmitor
Pišče
Pišče, a w tle Bioč
Durmitor
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Durmitor
Sedlena Greda
Sedlena Greda
Durmitor
Most na rzece Tara
wychowałem się na literaturze Alistaira MacLeana. Musiałem tu być
Dochodziła 14. Czasu sporo, więc postanowiłem pociągnąć dalej. Navi mówi, że do granicy MNO-AL jest około 150km. No to dziś będę nocował w Albanii. Po drodze jakoś z polska brzmiące nazwy
Przy dojeździe do granicy pokazuje się widok na Góry Przeklęte
Góry Przeklęte
Granica bezproblemowo a już niedaleko po jej przekroczeniu Albania wita schronami:
Jeszcze wodospad przy drodze SH20
i zaczynam poszukiwania noclegu. Namiot i cały szpej biwakowy miałem, na wypadek jakbym nie znalazł czegoś pod dachem. Ale zawsze na koniec dnia marzeniem było się wykąpać i zmyć z siebie tę lepiącą warstwę zaschniętego potu. Pierwszy nocleg wskazany przez mapy w telefonie nie wypalił - mieli wszystko zajęte. Jadę więc w dolinę dalej i po chwili widzę reklamę noclegów. Widać domek dla turystów, ale nikogo nie ma. W sąsiednim domu pytam o możliwość noclegu, kobieta gdzieś dzwoni i okazuje się, że gospodarz poszedł po stado owiec i za chwilę będzie. Po jego przyjściu pokazuje mi, bym wprowadził moto na ogród i oprowadza po noclegu - cena 13EUR
W cenie jest też basen zasilany czyściutką wodą z przepływającego przez działkę strumienia. Możliwość popływania z widokiem na góry - bezcenne Internetu nadal brak, ale w sumie bez niego da się żyć.
Sedlena Greda
Sedlena Greda
Durmitor
Most na rzece Tara
wychowałem się na literaturze Alistaira MacLeana. Musiałem tu być
Dochodziła 14. Czasu sporo, więc postanowiłem pociągnąć dalej. Navi mówi, że do granicy MNO-AL jest około 150km. No to dziś będę nocował w Albanii. Po drodze jakoś z polska brzmiące nazwy
Przy dojeździe do granicy pokazuje się widok na Góry Przeklęte
Góry Przeklęte
Granica bezproblemowo a już niedaleko po jej przekroczeniu Albania wita schronami:
Jeszcze wodospad przy drodze SH20
i zaczynam poszukiwania noclegu. Namiot i cały szpej biwakowy miałem, na wypadek jakbym nie znalazł czegoś pod dachem. Ale zawsze na koniec dnia marzeniem było się wykąpać i zmyć z siebie tę lepiącą warstwę zaschniętego potu. Pierwszy nocleg wskazany przez mapy w telefonie nie wypalił - mieli wszystko zajęte. Jadę więc w dolinę dalej i po chwili widzę reklamę noclegów. Widać domek dla turystów, ale nikogo nie ma. W sąsiednim domu pytam o możliwość noclegu, kobieta gdzieś dzwoni i okazuje się, że gospodarz poszedł po stado owiec i za chwilę będzie. Po jego przyjściu pokazuje mi, bym wprowadził moto na ogród i oprowadza po noclegu - cena 13EUR
W cenie jest też basen zasilany czyściutką wodą z przepływającego przez działkę strumienia. Możliwość popływania z widokiem na góry - bezcenne Internetu nadal brak, ale w sumie bez niego da się żyć.
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Dzień 3
Trochę poleniuchowałem, w drogę ruszyłem przed 7.
Plan na dziś to SH20, SH21 do Theth a później się zobaczy.
Podczas jazdy nadal widać bunkry, nawet po 2szt na podwórku:
Droga SH20 była pusta, liczyłem, że będzie większy ruch. Nie wiem, czy to efekt dość wczesnej pory czy zarazy
Selcë
Droga SH20
Serpentyny na drodze SH20 przed Rrapshë
Brigjë serpentyny. Po niej prowadzi Droga Krzyżowa aż do...
...krzyża nad wsią.
Zatrzymałem się we wsi przy kościele, paki pasąca krowę tuż przy kościele pokazała mi, gdzie jest wejście (wydawało mi się, że to boczne drzwi - dzwonnica była po prawej, a to były główne drzwi, choć plastikowe i niewielkie). Pakując się na moto zobaczyłem po drugiej stronie drogi krany. Chciałem nabrać wody, jednak z tych kranów już dawno ona nie leciała. Zauważyło to gość jadący samochodem drogą. Zatrzymał się i dał mi jedną ze swoich butelek. Dodatkowo pani przy kościele zaprowadziła mnie do kranu, gdzie mogłem nabrać wody.
Z Bajzë przejechałem skrótem do Postopoja i już byłem na SH21. Za którymś tam zakrętem niespodzianka, ściągnąłem dziada z drogi, by mu się krzywda nie stała
Od Bogë zaczynam spotykać ciężarówki ciągnące powoli w kierunku przełęczy. Branie serpentyn na parę razy, ciągła jazda na 1-ce, temperatura - muszą mieć sprawne układy chłodzenia. Jak tylko mnie zauważają, to przepuszczają do przodu
Za przełęczą w kierunku Theth droga już poszerzona, utwardzona, przygotowana pod asfalcik. Kawałek za przełęczą już go nawet kładli, jak patrzyłem na licznik, to ok. 3.5km za przełęczą asfalt już był, droga do samego Theth przygotowana. Kurzy się strasznie, na szczęście przez to, że asfaltują, samochody przejazdu nie miały, ruch jest znikomy
Theth mnie trochę rozczarowało, w wielu miejscach napotykane informacje o nim jakoś wyrobiły mi opinię o nim, jakoby było prawie Mekką dla motocyklistów. A to zwykła wieś z kiedyś gorszym a teraz coraz lepszym dojazdem. Widoki też w normie.
Podjechałem pod kościół
Pojechałem też dalej...
...by zobaczyć wieżę służącą jako schronienie przez 15dni dla sprawcy zbrodni
Jadąc tam widziałem po przeciwnej stronie rzeki wolno posuwającego się do przodu GS-a. Wyjeżdżając z Theth mijamy się, nagle słyszę klakson. Okazało się że to Polak, Piotrek ze Śląska. Ma bazę w Szkodrze i postanowił swoim GS-1150 na lekko dojechać do Theth przez Prekal. Dał rady, nawet udało mu się nie leżeć, ale ja ze swoimi umiejętnościami i załadowanym moto nawet się w tamtą stronę nie wybieram.
Wyjeżdżam z Theth i ze względu na porę dnia postanawiam dociągnąć do Koman, by przeprawić się promem. Pozwoliło by to na skrócenie wyjazdu, gdyż już zaczęły się naciski z domu co do powrotu. Pośpiech nigdy nie jest dobrym doradcą, w połączeniu z temperaturą zaskutkował wepchaniem się przed autobus stojący przed znakiem stop i wjechaniem z tej drogi na główną zatrzymując ruch, bo miałem ją przeciąć. W mieście było po prostu tak gorąco, że jak najszybciej chciałem się z niego wyrwać.
Wjechałem w drogę SH25 i tu zaczęła się masakra. To odcinek liczący 30km, wydawało mi się, że przelecę szybko. Jednak stan drogi wymuszał tempo wolniejsze, niż przy wyjeździe z Theth. Dodatkowo temperatura, brak cienia i zupełny brak wiatru - nie pomagały. Gdzieś przy tej drodze znalazłem źródełko, ściągam kurtkę i zaczynam się polewać wodą.
Po chwili zatrzymuje się samochód i gość wręcza mi wizytówkę zapraszając na nocleg w Koman . Jadąc dalej przed Koman widzę gościa w kamizelce odblaskowej. Machnął bym się zatrzymał, chciał mi sprzedać bilet na prom, ale dopiero na jutro, na 9.00. Odmawiam i jadę dalej. Przecież jeszcze nie ma 16, muszą promy pływać. Wbijam na przystań i tam po raz drugi dowiaduję się, że dziś już żaden prom nie płynie. Kupuję tam bilet i rozpytuję o nocleg. Nocowanie przy przystani nie jest polecane, ale dostaję namiar na hotel. Pokoje wolne są, ale cena 30EUR za noc jest dla mnie wygórowana. Prom dopiero o 9, zawsze mogę się przespać pod namiotem, czasu na zwinięcie się będzie dość. Już miałem wychodzić, gdy recepcjonista proponuje "special price" - 20EUR. Może być. Pakuję toboły do pokoju, oporządzam trampka, kupuję 2 piwa i odpoczywam.
Trochę poleniuchowałem, w drogę ruszyłem przed 7.
Plan na dziś to SH20, SH21 do Theth a później się zobaczy.
Podczas jazdy nadal widać bunkry, nawet po 2szt na podwórku:
Droga SH20 była pusta, liczyłem, że będzie większy ruch. Nie wiem, czy to efekt dość wczesnej pory czy zarazy
Selcë
Droga SH20
Serpentyny na drodze SH20 przed Rrapshë
Brigjë serpentyny. Po niej prowadzi Droga Krzyżowa aż do...
...krzyża nad wsią.
Zatrzymałem się we wsi przy kościele, paki pasąca krowę tuż przy kościele pokazała mi, gdzie jest wejście (wydawało mi się, że to boczne drzwi - dzwonnica była po prawej, a to były główne drzwi, choć plastikowe i niewielkie). Pakując się na moto zobaczyłem po drugiej stronie drogi krany. Chciałem nabrać wody, jednak z tych kranów już dawno ona nie leciała. Zauważyło to gość jadący samochodem drogą. Zatrzymał się i dał mi jedną ze swoich butelek. Dodatkowo pani przy kościele zaprowadziła mnie do kranu, gdzie mogłem nabrać wody.
Z Bajzë przejechałem skrótem do Postopoja i już byłem na SH21. Za którymś tam zakrętem niespodzianka, ściągnąłem dziada z drogi, by mu się krzywda nie stała
Od Bogë zaczynam spotykać ciężarówki ciągnące powoli w kierunku przełęczy. Branie serpentyn na parę razy, ciągła jazda na 1-ce, temperatura - muszą mieć sprawne układy chłodzenia. Jak tylko mnie zauważają, to przepuszczają do przodu
Za przełęczą w kierunku Theth droga już poszerzona, utwardzona, przygotowana pod asfalcik. Kawałek za przełęczą już go nawet kładli, jak patrzyłem na licznik, to ok. 3.5km za przełęczą asfalt już był, droga do samego Theth przygotowana. Kurzy się strasznie, na szczęście przez to, że asfaltują, samochody przejazdu nie miały, ruch jest znikomy
Theth mnie trochę rozczarowało, w wielu miejscach napotykane informacje o nim jakoś wyrobiły mi opinię o nim, jakoby było prawie Mekką dla motocyklistów. A to zwykła wieś z kiedyś gorszym a teraz coraz lepszym dojazdem. Widoki też w normie.
Podjechałem pod kościół
Pojechałem też dalej...
...by zobaczyć wieżę służącą jako schronienie przez 15dni dla sprawcy zbrodni
Jadąc tam widziałem po przeciwnej stronie rzeki wolno posuwającego się do przodu GS-a. Wyjeżdżając z Theth mijamy się, nagle słyszę klakson. Okazało się że to Polak, Piotrek ze Śląska. Ma bazę w Szkodrze i postanowił swoim GS-1150 na lekko dojechać do Theth przez Prekal. Dał rady, nawet udało mu się nie leżeć, ale ja ze swoimi umiejętnościami i załadowanym moto nawet się w tamtą stronę nie wybieram.
Wyjeżdżam z Theth i ze względu na porę dnia postanawiam dociągnąć do Koman, by przeprawić się promem. Pozwoliło by to na skrócenie wyjazdu, gdyż już zaczęły się naciski z domu co do powrotu. Pośpiech nigdy nie jest dobrym doradcą, w połączeniu z temperaturą zaskutkował wepchaniem się przed autobus stojący przed znakiem stop i wjechaniem z tej drogi na główną zatrzymując ruch, bo miałem ją przeciąć. W mieście było po prostu tak gorąco, że jak najszybciej chciałem się z niego wyrwać.
Wjechałem w drogę SH25 i tu zaczęła się masakra. To odcinek liczący 30km, wydawało mi się, że przelecę szybko. Jednak stan drogi wymuszał tempo wolniejsze, niż przy wyjeździe z Theth. Dodatkowo temperatura, brak cienia i zupełny brak wiatru - nie pomagały. Gdzieś przy tej drodze znalazłem źródełko, ściągam kurtkę i zaczynam się polewać wodą.
Po chwili zatrzymuje się samochód i gość wręcza mi wizytówkę zapraszając na nocleg w Koman . Jadąc dalej przed Koman widzę gościa w kamizelce odblaskowej. Machnął bym się zatrzymał, chciał mi sprzedać bilet na prom, ale dopiero na jutro, na 9.00. Odmawiam i jadę dalej. Przecież jeszcze nie ma 16, muszą promy pływać. Wbijam na przystań i tam po raz drugi dowiaduję się, że dziś już żaden prom nie płynie. Kupuję tam bilet i rozpytuję o nocleg. Nocowanie przy przystani nie jest polecane, ale dostaję namiar na hotel. Pokoje wolne są, ale cena 30EUR za noc jest dla mnie wygórowana. Prom dopiero o 9, zawsze mogę się przespać pod namiotem, czasu na zwinięcie się będzie dość. Już miałem wychodzić, gdy recepcjonista proponuje "special price" - 20EUR. Może być. Pakuję toboły do pokoju, oporządzam trampka, kupuję 2 piwa i odpoczywam.
- maju
- Admin
- Posty: 1375
- Rejestracja: 01.06.2008, 16:13
- Mój motocykl: XL700V
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Miałeś szczęście z Dormitorem.
3 tygodnie wcześniej droga nie była przejezdna - zasypana śniegiem w wyższych partiach.
To nietypowe jak na czerwiec ale jak widać możliwe.
3 tygodnie wcześniej droga nie była przejezdna - zasypana śniegiem w wyższych partiach.
To nietypowe jak na czerwiec ale jak widać możliwe.
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Jak to mówią - głupi ma zawsze szczęście
Przed wyjazdem czytałem relacje innych zamieszczane na FB, niektórzy rzeczywiście odbijali się od zasp. Ja, jadąc drogą P14, widziałem śnieg tylko w 2 czy 3 zagłębieniach blisko drogi.
Dzień 4
Rano szykuję sobie picie na cały dzień - 0.5l magnezu + 2l elektrolitów. Dodatkowo zabieram 1.5l czystej wody do polewania i w zapasie mam jeszcze litr gazowanej. Większe butle pod klapy sakw, jedną półlitrową w uchwyt rowerowy na gmole (najlepszy upgrade TA na podróż - jak dla mnie ), drugą w tubę narzędziówki.
Dojeżdżam na prom, obsługa bardzo ciasno upycha samochody. Na moto jestem tylko ja - wepchali mnie gdzieś z boku:
Wypływamy trochę po 9.
Łażę po pokładzie przeciskając się pomiędzy autami ale w sumie to nie ma co robić. Sam rejs mnie nie porywa, może za dużo pooglądałem zdjęć przygotowując się do wyjazdu? Przysiadam za to na navi i zaczyna klarować się miejsce spania jak i dalsza część wyjazdu.
Przed 12 przybiliśmy do miejsca docelowego. Szybki wyładunek i już jadę SH22.
W planie dojazd tą drogą do E851 i przelot w stronę MNO. SH22 to droga miliona zakrętów, temperatura przekracza 40st C, zupełny brak wiatru, który i tak by przy takiej temp. nie pomógł, brak zacienionych miejsc, gdzie można by się zatrzymać - to wszystko szybko daje się we znaki. Na szczęście ruch zerowy.
Każde zatrzymanie się powoduje falę potu, zanim zdąży się pościągać ubranie. Zdjęcia robię tylko przez godzinę od wyokrętowania, później po prostu nie chce mi się w tym gorącu zatrzymywać. Jak źle było - widać choćby po tym, ile zdjęć trampka zrobiłem
Zatrzymywałem się przy przydrożnych źródłach i polewałem po całych ciuchach, łącznie z kurtką i spodniami moto. Pomagało to na niedługo, mimo szczelnego zasunięcia. To spowodowało, że na krzyżówce SH22 i SH5 skręciłem na Puka, by przez Szkodrę jak najszybciej wjechać do MNO.
Na granicy AL-MNO wpycham się już na siłę do przodu, nawet nie próbując nawiązać kontaktu wzrokowego z innymi kierującymi. Po jej przekroczeniu zatrzymuję się w pierwszym zacienionym miejscu i robię półgodzinną przerwę. Nawadniam się i obficie polewam wodą, by dojść do siebie. Przede mną jeszcze 90km, mam zamiar spać dziś w Kotorze. Moje obawy budzi przejazd przez Bar i Sutomore - z podróży przed 15 laty tego fragmentu mile nie wspominam ze względu na duży ruch. Niby zbliża się ku wieczorowi, morze blisko i powinno być chłodniej. Na koniec mało się nie duszę, przejeżdżając przez kotorski tunel - spaliny tam po prostu stoją w miejscu. Chwilę trwały poszukiwania noclegu, na szczęście miejsce było. Cena 20EUR, na powitanie dostaję szklankę piwa i propozycję czegoś na kolację. Za jedzenie dziękuję, w kufrze połowa burka o średnicy 30cm kupionego gdzieś po drodze. Wprawdzie nie jest tak dobry, jak ten sprzed 15-tu laty, gdy spaliśmy na prywatnej kwaterze i gospodyni nas poczęstowała, ale po tak ciężkim dniu nie będę wybrzydzał
Przed wyjazdem czytałem relacje innych zamieszczane na FB, niektórzy rzeczywiście odbijali się od zasp. Ja, jadąc drogą P14, widziałem śnieg tylko w 2 czy 3 zagłębieniach blisko drogi.
Dzień 4
Rano szykuję sobie picie na cały dzień - 0.5l magnezu + 2l elektrolitów. Dodatkowo zabieram 1.5l czystej wody do polewania i w zapasie mam jeszcze litr gazowanej. Większe butle pod klapy sakw, jedną półlitrową w uchwyt rowerowy na gmole (najlepszy upgrade TA na podróż - jak dla mnie ), drugą w tubę narzędziówki.
Dojeżdżam na prom, obsługa bardzo ciasno upycha samochody. Na moto jestem tylko ja - wepchali mnie gdzieś z boku:
Wypływamy trochę po 9.
Łażę po pokładzie przeciskając się pomiędzy autami ale w sumie to nie ma co robić. Sam rejs mnie nie porywa, może za dużo pooglądałem zdjęć przygotowując się do wyjazdu? Przysiadam za to na navi i zaczyna klarować się miejsce spania jak i dalsza część wyjazdu.
Przed 12 przybiliśmy do miejsca docelowego. Szybki wyładunek i już jadę SH22.
W planie dojazd tą drogą do E851 i przelot w stronę MNO. SH22 to droga miliona zakrętów, temperatura przekracza 40st C, zupełny brak wiatru, który i tak by przy takiej temp. nie pomógł, brak zacienionych miejsc, gdzie można by się zatrzymać - to wszystko szybko daje się we znaki. Na szczęście ruch zerowy.
Każde zatrzymanie się powoduje falę potu, zanim zdąży się pościągać ubranie. Zdjęcia robię tylko przez godzinę od wyokrętowania, później po prostu nie chce mi się w tym gorącu zatrzymywać. Jak źle było - widać choćby po tym, ile zdjęć trampka zrobiłem
Zatrzymywałem się przy przydrożnych źródłach i polewałem po całych ciuchach, łącznie z kurtką i spodniami moto. Pomagało to na niedługo, mimo szczelnego zasunięcia. To spowodowało, że na krzyżówce SH22 i SH5 skręciłem na Puka, by przez Szkodrę jak najszybciej wjechać do MNO.
Na granicy AL-MNO wpycham się już na siłę do przodu, nawet nie próbując nawiązać kontaktu wzrokowego z innymi kierującymi. Po jej przekroczeniu zatrzymuję się w pierwszym zacienionym miejscu i robię półgodzinną przerwę. Nawadniam się i obficie polewam wodą, by dojść do siebie. Przede mną jeszcze 90km, mam zamiar spać dziś w Kotorze. Moje obawy budzi przejazd przez Bar i Sutomore - z podróży przed 15 laty tego fragmentu mile nie wspominam ze względu na duży ruch. Niby zbliża się ku wieczorowi, morze blisko i powinno być chłodniej. Na koniec mało się nie duszę, przejeżdżając przez kotorski tunel - spaliny tam po prostu stoją w miejscu. Chwilę trwały poszukiwania noclegu, na szczęście miejsce było. Cena 20EUR, na powitanie dostaję szklankę piwa i propozycję czegoś na kolację. Za jedzenie dziękuję, w kufrze połowa burka o średnicy 30cm kupionego gdzieś po drodze. Wprawdzie nie jest tak dobry, jak ten sprzed 15-tu laty, gdy spaliśmy na prywatnej kwaterze i gospodyni nas poczęstowała, ale po tak ciężkim dniu nie będę wybrzydzał
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Dzień 5
Zbieram się jakoś ospale, dopiero ok. 7 jestem w trasie. Dziś się okaże, czy to przedostatni dzień włóczęgi czy dojdzie jeszcze jeden. Navi prowadzi wpierw drogą P1, skąd są wspaniałe widoku na Zatokę Kotorską
a później do Narodowego Parku Lovćen, gdzie na szczycie Jezierskim znajduje się mauzoleum Piotra II Petrowicia-Niegosza. Przy dojeździe do niego przy drodze widzę postawiony znak - zakaz ruchu wszelkich pojazdów. Dziwi mnie to, bo nie sądzę, by turystom kazali dreptać 3km z buta do ważnego dla czarnogórców miejsca. Zatrzymuję się przy nim i czekam na nieodległej krzyżówce na jakiś samochód. Jeden omija mnie szerokim łukiem - straszę już? Drugi się zatrzymuje, pani nie zna ani angielskiego, ani rosyjskiego. Dogadujemy się jednak na migi, że można tam wieżdżać. Słaby to argument w przypadku spotkania mundurowego, no ale nie odpuszczę tego miejsca. Po chwili jestem już na górze i tu rozczarowanie - otwarte jest dopiero od 9, nie będę tu czekał 1.5h, kiedyś już tu byłem, a nowe miejsca czekają na zwiedzanie.
Widoki spod mauzoleum
Jadąc w kierunku Cetyni zatrzymuję się na poboczu na śniadanie i znajduję pamiątki nieodległej historii
Droga M18 z Podgoricy w kierunku Danilovgradu w remoncie - długie odcinki szutrowe i samochody wzbijają tumany kurzu. Trzeba było wszystko wyprzedzać a i tak otrzepywałem się z kurzu, ajk już zatrzymałem się przy drodze prowadzącej do Monasteru Ostrog.
Chwilę pokręciłem się zwiedzając monaster Ostrog
i ruszyłem dalej. Przygotowując trasę znalazłem na googlemaps ciekawy punkt - Carev Most. Prowadziła do niego wąska i kręta droga. Sam most ciekawy, podobno w każdym filarze wmurowana jest złota moneta. Nie sprawdzałem
Przejechałem Nikšić i skręciłem w drogę P5. Na googlemaps znalazłem drogę łączącą P5 z M18, gdzieś na jej początku miał być wodospad, ale miałem go chyba błędnie zaznaczonego, bo nie udało się go odnaleźć. Nie chciało mi się zawracać i szukać - już zaczynało znów smażyć. Droga ta miała 35km, była wąska, choć asfaltowa. Moja navi jej nie miała, ale odpaliłem mapy w telefonie, ściągnąłem kurtkę i w drogę.
Widoki na początku były wspaniałe, później asfalt się skończył, a zaczął szuter z luźnymi kamieniami, co szczególnie na podjazdach sprawiało mi kłopoty. Zacząłem nawet rozważać opcję zawrócenia, ale to kosztowało by sporo kilometrów i czasu.
Przy dojeździe do wioski Dubrovsko wymijam się z 2 motocyklistami - ulga, bo widzę, że droga przejezdna.
Chwilę później zaczął się asfalt i widoki na zalew Pivsko. Na zboczach gór widoczne ślady drogi, którą miałem jechać.
Zbieram się jakoś ospale, dopiero ok. 7 jestem w trasie. Dziś się okaże, czy to przedostatni dzień włóczęgi czy dojdzie jeszcze jeden. Navi prowadzi wpierw drogą P1, skąd są wspaniałe widoku na Zatokę Kotorską
a później do Narodowego Parku Lovćen, gdzie na szczycie Jezierskim znajduje się mauzoleum Piotra II Petrowicia-Niegosza. Przy dojeździe do niego przy drodze widzę postawiony znak - zakaz ruchu wszelkich pojazdów. Dziwi mnie to, bo nie sądzę, by turystom kazali dreptać 3km z buta do ważnego dla czarnogórców miejsca. Zatrzymuję się przy nim i czekam na nieodległej krzyżówce na jakiś samochód. Jeden omija mnie szerokim łukiem - straszę już? Drugi się zatrzymuje, pani nie zna ani angielskiego, ani rosyjskiego. Dogadujemy się jednak na migi, że można tam wieżdżać. Słaby to argument w przypadku spotkania mundurowego, no ale nie odpuszczę tego miejsca. Po chwili jestem już na górze i tu rozczarowanie - otwarte jest dopiero od 9, nie będę tu czekał 1.5h, kiedyś już tu byłem, a nowe miejsca czekają na zwiedzanie.
Widoki spod mauzoleum
Jadąc w kierunku Cetyni zatrzymuję się na poboczu na śniadanie i znajduję pamiątki nieodległej historii
Droga M18 z Podgoricy w kierunku Danilovgradu w remoncie - długie odcinki szutrowe i samochody wzbijają tumany kurzu. Trzeba było wszystko wyprzedzać a i tak otrzepywałem się z kurzu, ajk już zatrzymałem się przy drodze prowadzącej do Monasteru Ostrog.
Chwilę pokręciłem się zwiedzając monaster Ostrog
i ruszyłem dalej. Przygotowując trasę znalazłem na googlemaps ciekawy punkt - Carev Most. Prowadziła do niego wąska i kręta droga. Sam most ciekawy, podobno w każdym filarze wmurowana jest złota moneta. Nie sprawdzałem
Przejechałem Nikšić i skręciłem w drogę P5. Na googlemaps znalazłem drogę łączącą P5 z M18, gdzieś na jej początku miał być wodospad, ale miałem go chyba błędnie zaznaczonego, bo nie udało się go odnaleźć. Nie chciało mi się zawracać i szukać - już zaczynało znów smażyć. Droga ta miała 35km, była wąska, choć asfaltowa. Moja navi jej nie miała, ale odpaliłem mapy w telefonie, ściągnąłem kurtkę i w drogę.
Widoki na początku były wspaniałe, później asfalt się skończył, a zaczął szuter z luźnymi kamieniami, co szczególnie na podjazdach sprawiało mi kłopoty. Zacząłem nawet rozważać opcję zawrócenia, ale to kosztowało by sporo kilometrów i czasu.
Przy dojeździe do wioski Dubrovsko wymijam się z 2 motocyklistami - ulga, bo widzę, że droga przejezdna.
Chwilę później zaczął się asfalt i widoki na zalew Pivsko. Na zboczach gór widoczne ślady drogi, którą miałem jechać.
Re: Bałkańska włóczęga 2021
W planach na dziś był ponowny przejazd przez Durmitor. Skręcam w P14 ale po chwili odbijam w prawo na którąś z dróg widokowych.
Nią dojeżdząm znów do P14 i kieruję się na Trsa
Trsa cmentarz
Postanowiłem przejechać teraz Durmitor kierując się na Nedajno
Kanion rzeki Sušica
Tu już na przeciwległym zboczu kanionu...
...w tym miejscu powinno być Sušičko jezero, ale jest ono okresowe
Wyjazd z kanionu to znów serpentyny, dojeżdżając di któregoś z kolei winkla w prawo słyszę klakson - ciężarówka z sianem zjeżdża z góry. Winkiel musi robić na parę razy, za którymś jej wycofaniem pokazuję na migi, by po cofnięciu poczekał i objeżdżam go po zewnętrznej.
Crna Gora:
Kanion Tary
Zjeżdżam do Żabljaka i kieruję się znów na most Đurđevića. Tu miał być opcjonalny nocleg, ale pora wczesna. Postanawiam pociągnąć do SRB.
Od Pljevlja do granicy droga znów w remoncie i poruszanie się w tumanach kurzu. Przejście bezproblemowo, po 18 byłem już w SRB
Do przejechania jeszcze pod 50km. Nocuję dziś w Nova Varoš, nocleg udało się znaleźć dopiero w 3 punkcie, czasu trochę na to zeszło i dostaję opieprz z domu, że nie daję znaku życia.
Jednak to był zdecydowanie najlepszy dzień z wyjazdu
Nią dojeżdząm znów do P14 i kieruję się na Trsa
Trsa cmentarz
Postanowiłem przejechać teraz Durmitor kierując się na Nedajno
Kanion rzeki Sušica
Tu już na przeciwległym zboczu kanionu...
...w tym miejscu powinno być Sušičko jezero, ale jest ono okresowe
Wyjazd z kanionu to znów serpentyny, dojeżdżając di któregoś z kolei winkla w prawo słyszę klakson - ciężarówka z sianem zjeżdża z góry. Winkiel musi robić na parę razy, za którymś jej wycofaniem pokazuję na migi, by po cofnięciu poczekał i objeżdżam go po zewnętrznej.
Crna Gora:
Kanion Tary
Zjeżdżam do Żabljaka i kieruję się znów na most Đurđevića. Tu miał być opcjonalny nocleg, ale pora wczesna. Postanawiam pociągnąć do SRB.
Od Pljevlja do granicy droga znów w remoncie i poruszanie się w tumanach kurzu. Przejście bezproblemowo, po 18 byłem już w SRB
Do przejechania jeszcze pod 50km. Nocuję dziś w Nova Varoš, nocleg udało się znaleźć dopiero w 3 punkcie, czasu trochę na to zeszło i dostaję opieprz z domu, że nie daję znaku życia.
Jednak to był zdecydowanie najlepszy dzień z wyjazdu
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Dzień 6
Wieczorem dnia poprzedniego próbowałem się jeszcze raz zastanowić nad powrotem. Na dzień następny miałem zaplanowany tylko jeden punkt do zwiedzenia, próby wyszukiwania na telefonie, co ciekawego można jeszcze w Serbii zobaczyć spełzły na niczym. Mapa Motozew nie pokazywała nic ciekawego, a wyszukiwanie w inny sposób na małym ekraniku nie było łatwe. Wpadła mi na chwilę do głowy myśl, by przelecieć wzdłuż Dunaju doi Rumunii, ale to wydłużyło by podróż o jeden dzień, w Rumunii w tej części nic szczególnego nie wpadło mi w oko - do tego trzeba by się przygotować dokładniej, nie było sensu robić to na siłę. Sprawdziłem jeszcze prognozy pogody, zaczynają pojawiać się burze w tej części Europy.
Postanowiłem przelecieć odcinek do domu na raz - 1050km, ale w większości autostradami, prognozy mówiły, że powinienem mieć szansę wyminąć się z burzami. Wstałem o 3.30, szybka kawa i jeszcze w ciemności wyruszam. Odcinek drogi 29 kręty, przydały się wreszcie halogeny.
Jedynym punktem do zwiedzania na dziś był kanion Uvac, dojazd w pobliże punktu widokowego Molitva na końcowych kilometrach to drogi szutrowe, choć oczywiście moja navi jeszcze i tu postanowiła przeciągnąć mnie skrótem jakąś drogą, której już prawie w terenie nie było.
Podobno jest tu spore skupisko sępa płowego, ale przed 6 rano może jeszcze spały.
Dalsza część drogi to dobicie do autostrady w Čačak, skąd już tylko niecałe 900km do domu. Objeżdżając Belgrad wjechałem w spory deszcz, myślałem, by zjechać gdzieś na stację by ubrać przeciwdeszczówki, ale akurat nie było nic w pobliżu. TA jest jednak tak zbudowany, że generalnie tylko prawa ręka mi mokła. Po paru kilometrach wyjechałem spod chmury i więcej deszczu na trasie nie miałem.
Postanowiłem pociągnąć trochę szybciej, trzymać prędkość w okolicach 120km/h. Przy takiej prędkości wskazówka stanu paliwa rzeczywiście leci w oczach. Ustawiam następne stacje benzynowe nie dalej niż 200km od tankowania. Tankuję po 17l , największe spalanie wyszło 7.62l/100km, czyli zasięg przy ubijaniu przy tankowaniu to lekko ponad 200km.
Autostrada nuży, granicę SRB -HUN pokonuję szybko, znów pchając się na początek kolejki. 2 samochody nie chcą mnie wpuścić, odpuszczam lekko i przed trzeci dość zdecydowanie wjeżdżam. Węgierska celniczka zażądała jedynie pokazania zawartości kufra, ale skończyło się na jego otwarciu.
Około godziny 18 jestem już niedaleko granicy SK, 160km od domu. Słowację (oprócz kawałków autostrady), przejeżdżam już spokojnie, wreszcie wskazówka paliwa nie leci w dół jak szalona. o 20.30 zbliżam się do swoich terenów
Do domu dojeżdżam po 21.
Czas na podsumowanie:
Przejechanych 3342km, z czego ok. 2000km to przeloty
Spalone paliwo 200.25l
Średnie spalanie 5.98l/100km
Max spalanie 7.62l/100km
Najtańsze paliwo - BiH - 5.38PLN/l
Najdroższe paliwo - SRB autostrada 7.23PLN/l
Dolanego oleju - 0l
Całkowity koszt (wliczając winiety, dodatkowe ubezpieczenie itp.) - 2141.75PLN
z czego z grubszych wydatków:
1330 za paliwo
430 za noclegi
88 autostrady
126 prom
Edit:
Przypomniały mi się jeszcze dodatkowe wnioski, do jakich doszedłem po tym wyjeździe - zabrałem zdecydowanie za dużo jedzenia i ciuchów. Ciuchy prałem na bieżąco i już na następny dzień były suche, a jedzenie - rano wystarczała mi kawa, po godzinie-dwóch krótki postój i przegryzienie kabanosa lub bułeczki, w czasie dnia gdy zgłodniałem to miałem sporo batonów zbożowych, ale generalnie przy takich temperaturach jak panowały to wchodziło tylko picie. Organizm chyba korzystał z zapasów tłuszczu
Czas zacząć myśleć o następnej wyprawie...
Wieczorem dnia poprzedniego próbowałem się jeszcze raz zastanowić nad powrotem. Na dzień następny miałem zaplanowany tylko jeden punkt do zwiedzenia, próby wyszukiwania na telefonie, co ciekawego można jeszcze w Serbii zobaczyć spełzły na niczym. Mapa Motozew nie pokazywała nic ciekawego, a wyszukiwanie w inny sposób na małym ekraniku nie było łatwe. Wpadła mi na chwilę do głowy myśl, by przelecieć wzdłuż Dunaju doi Rumunii, ale to wydłużyło by podróż o jeden dzień, w Rumunii w tej części nic szczególnego nie wpadło mi w oko - do tego trzeba by się przygotować dokładniej, nie było sensu robić to na siłę. Sprawdziłem jeszcze prognozy pogody, zaczynają pojawiać się burze w tej części Europy.
Postanowiłem przelecieć odcinek do domu na raz - 1050km, ale w większości autostradami, prognozy mówiły, że powinienem mieć szansę wyminąć się z burzami. Wstałem o 3.30, szybka kawa i jeszcze w ciemności wyruszam. Odcinek drogi 29 kręty, przydały się wreszcie halogeny.
Jedynym punktem do zwiedzania na dziś był kanion Uvac, dojazd w pobliże punktu widokowego Molitva na końcowych kilometrach to drogi szutrowe, choć oczywiście moja navi jeszcze i tu postanowiła przeciągnąć mnie skrótem jakąś drogą, której już prawie w terenie nie było.
Podobno jest tu spore skupisko sępa płowego, ale przed 6 rano może jeszcze spały.
Dalsza część drogi to dobicie do autostrady w Čačak, skąd już tylko niecałe 900km do domu. Objeżdżając Belgrad wjechałem w spory deszcz, myślałem, by zjechać gdzieś na stację by ubrać przeciwdeszczówki, ale akurat nie było nic w pobliżu. TA jest jednak tak zbudowany, że generalnie tylko prawa ręka mi mokła. Po paru kilometrach wyjechałem spod chmury i więcej deszczu na trasie nie miałem.
Postanowiłem pociągnąć trochę szybciej, trzymać prędkość w okolicach 120km/h. Przy takiej prędkości wskazówka stanu paliwa rzeczywiście leci w oczach. Ustawiam następne stacje benzynowe nie dalej niż 200km od tankowania. Tankuję po 17l , największe spalanie wyszło 7.62l/100km, czyli zasięg przy ubijaniu przy tankowaniu to lekko ponad 200km.
Autostrada nuży, granicę SRB -HUN pokonuję szybko, znów pchając się na początek kolejki. 2 samochody nie chcą mnie wpuścić, odpuszczam lekko i przed trzeci dość zdecydowanie wjeżdżam. Węgierska celniczka zażądała jedynie pokazania zawartości kufra, ale skończyło się na jego otwarciu.
Około godziny 18 jestem już niedaleko granicy SK, 160km od domu. Słowację (oprócz kawałków autostrady), przejeżdżam już spokojnie, wreszcie wskazówka paliwa nie leci w dół jak szalona. o 20.30 zbliżam się do swoich terenów
Do domu dojeżdżam po 21.
Czas na podsumowanie:
Przejechanych 3342km, z czego ok. 2000km to przeloty
Spalone paliwo 200.25l
Średnie spalanie 5.98l/100km
Max spalanie 7.62l/100km
Najtańsze paliwo - BiH - 5.38PLN/l
Najdroższe paliwo - SRB autostrada 7.23PLN/l
Dolanego oleju - 0l
Całkowity koszt (wliczając winiety, dodatkowe ubezpieczenie itp.) - 2141.75PLN
z czego z grubszych wydatków:
1330 za paliwo
430 za noclegi
88 autostrady
126 prom
Edit:
Przypomniały mi się jeszcze dodatkowe wnioski, do jakich doszedłem po tym wyjeździe - zabrałem zdecydowanie za dużo jedzenia i ciuchów. Ciuchy prałem na bieżąco i już na następny dzień były suche, a jedzenie - rano wystarczała mi kawa, po godzinie-dwóch krótki postój i przegryzienie kabanosa lub bułeczki, w czasie dnia gdy zgłodniałem to miałem sporo batonów zbożowych, ale generalnie przy takich temperaturach jak panowały to wchodziło tylko picie. Organizm chyba korzystał z zapasów tłuszczu
Czas zacząć myśleć o następnej wyprawie...
- chemik
- osiedlowy kaskader
- Posty: 148
- Rejestracja: 28.11.2018, 17:07
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Ustroń
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Myśl, planuj, życie jest tylko jedno, trza korzystać.
Ja już od jakiegoś czasu też się zbieram do jakiegoś dalszego wyjazdu ale ciągle coś, zeszły rok kowid, w tym remont i jeszcze zmiana roboty, może w końcu przyszły rok się uda.
Planowanie masz opanowane, jak coś wymyślisz a szukałbyś towarzysza daj znaka.
Gratulejszyn, super wyjazd
Zdrówka.
Ja już od jakiegoś czasu też się zbieram do jakiegoś dalszego wyjazdu ale ciągle coś, zeszły rok kowid, w tym remont i jeszcze zmiana roboty, może w końcu przyszły rok się uda.
Planowanie masz opanowane, jak coś wymyślisz a szukałbyś towarzysza daj znaka.
Gratulejszyn, super wyjazd
Zdrówka.
chemik vel Robert1984
- Artek
- swobodny rider
- Posty: 2517
- Rejestracja: 09.10.2011, 16:33
- Mój motocykl: Africa Twin
- Lokalizacja: ZMY
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Fajna wyprawa w ciekawe rejony.
W moich planach we wrześniu jest Ukraina z kolegami. ALE jeśli pogoda nie będzie rozpieszczać, to państewka byłej Jugosławii są świetną powakacyjną alternatywą.
Dzięki za foty tych przestrzeni i PLAN awaryjny na jesień
W moich planach we wrześniu jest Ukraina z kolegami. ALE jeśli pogoda nie będzie rozpieszczać, to państewka byłej Jugosławii są świetną powakacyjną alternatywą.
Dzięki za foty tych przestrzeni i PLAN awaryjny na jesień
Dominator.
-
- pałujący w lesie
- Posty: 1525
- Rejestracja: 13.03.2012, 11:08
- Mój motocykl: XL600V
- Lokalizacja: Lisków
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Ostro Waść przemknąłeś przez Bałkany . Nie chciałbym podróżować z Tobą; zrywka o 3.30 ?
Sympatycznie na południu jest, tak sobie obiecuję, że już niedługo się wyrobię i pomknę po raz kolejny- dziękuję "zaostrą" motywację.
Widzę też kilka ładnych ujęć do kalendarium .
Sympatycznie na południu jest, tak sobie obiecuję, że już niedługo się wyrobię i pomknę po raz kolejny- dziękuję "zaostrą" motywację.
Widzę też kilka ładnych ujęć do kalendarium .
Awaryjny, awaryjny... Wg mnie, podstawowy .
- Grzesiek Klecza
- zgłębiacz wskaźników
- Posty: 47
- Rejestracja: 15.12.2019, 20:22
- Mój motocykl: XL650V
- Lokalizacja: Wadowice
Re: Bałkańska włóczęga 2021
dzięki Waldek za Twój czas i opis wyprawy - super zdjęcia!
skorzystałem z twoich rad ... i zdecydowanie ograniczyłem pakowanie ...
dziś do Krosna, a jutro rano - może dla niektórych tylko ... ale dla mnie, aż do Rumunii
skorzystałem z twoich rad ... i zdecydowanie ograniczyłem pakowanie ...
dziś do Krosna, a jutro rano - może dla niektórych tylko ... ale dla mnie, aż do Rumunii
Re: Bałkańska włóczęga 2021
Świetna relacja.
Tempo przeokrutne, podziwiam.
Wysłane z mojego BTV-DL09 przy użyciu Tapatalka
Tempo przeokrutne, podziwiam.
Wysłane z mojego BTV-DL09 przy użyciu Tapatalka
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości