Wstęp
Gdy w zeszłym roku wróciłem z trasy Litwa - Łotwa - Estonia, czułem pewien niedosyt. Kiedy później okazało się, że pewne miejsca ominąłem (czasem nie wiedząc w ogóle o ich istnieniu) postanowiłem ponownie pojechać w tamte strony. Tak by zobaczyć coś nowego, lub przypomnieć sobie miejsca które spodobały mi się rok wcześniej.
Łącznie wyszło 5050 km. , z czego ponad 1500 kilometrów przypadło na odcinek Wrocław - Półkoty - Wrocław oraz wypad z Półkot do Białegostoku. Pogoda raczej dopisała, choć częściej przydawała się koszulka termoaktywna, niż krótki rękaw. Nie obyło się bez deszczu, ale nie było go tyle by zepsuć wyjazd.
Trasa wyglądała następująco: Wrocław - Warszawa - Białystok - Półkoty - Troki - Wilno - Zasarai - Daugavpils - Stamerienas - Voru - Tartu - jezioro Pskowskie - Johvi - Talinn - Amari - wyspy Muhu i Saaremaa - Tuhala - Talinn - Parnu - Mazsalaca - Ryga - Jelgava - Las Pokani - Kolka - Ventspils - Sabile - Kuldiga - Telsiai - Salantai - Kłajpeda - Nida - Kłajpeda - Kowno - Półkoty - Warszawa - Wrocław
Paliwo było droższe o ok. 40 groszy od polskiego. W Estoniii żywność była wyraźnie droższa. Na Łotwie zakupy robiłem na bazarze i wychodziło podobnie. Litwa również wychodziła drożej, ale nie w takim stopniu jak Estonia. Ogólnie żywiłem się częściowo zapasami z kraju, częściowo tym co kupiłem na miejscu, a parę razy zdarzyło się zjeść coś w restauracji.
Z języków przydał się zarówno angielski jak i rosyjski. By uniknąć ewentualnych zgrzytów, na wstępie pytałem "Russkij? English?" i potem już jakoś szło. Choć na przykład w Trokach, zarówno w restauracji, jak i na przydomowym parkingu, dało się spokojnie dogadać po polsku.
Co do obiegowej opinii o niechęci Litwinów do Polaków, to jakoś nie mogę się z nią zgodzić. Byłem na Litwie czterokrotnie, z czego trzy razy na dłużej niż jeden dzień. Nie spotkało mnie nic złego, a za to było parę pozytywnych sytuacji. Choćby i rozmowa z litewskim rowerzystą, konsekwentnie dążących do objechania Litwy dookoła. Rozmowy prowadzonej po rosyjsku, bo taki język zaproponował mój rozmówca.
Jeśli chodzi o stan dróg to najlepiej wypadają estońskie. Na drugim miejscu są litewskie, a na końcu Łotwa. W tej ostatniej nawet "żółte" drogi (oznaczone literą "P") mogą być szutrowe, a nie trafienie na ruch wahadłowy graniczy z cudem. Poza terenem zabudowanym jechałem z prędkością 90-100 km/h i najczęściej odpowiadało to prędkości z jaką poruszali się inni kierowcy.
Tyle w temacie wstępu. Powoli się biorę za właściwą relację.
cdn.