Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyjazd

Relacje i zdjęcia z zagranicznych wypraw.
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyjazd

Post autor: Doodek »

Prolog

Planu nie było. No, może był, ale wyszedł dość spontanicznie. Urlop przekładałam kilkakrotnie... bo to, bo tamto... próbując dopasować różne terminy, uwzględnić plany innych, dostosować się, a jednocześnie zrealizować coś po swojemu... Dwa punkty były pewne: zlot, na którym chciałam być i ekspresowy czterodniowy wyjazd do Rumunii, który został mi zaproponowany dosłownie parę dni wcześniej, a mający się odbyć parę dni przed wspomnianym zlotem. W poniedziałek, 8 września powiedziałam w pracy, że mnie nie ma od środy przez kolejne 8 dni roboczych. Opracowałam z grubsza plan:
10.09 - środa - przelot do Chorwacji (Zadar)
11.09 - czwartek - Chorwacja (Zadar -> Dubrownik)
12.09 - piątek - Chorwacja, Bośnia i Hercegowina (Mostar) i Czarnogóra (Durmitor)
13.09 - sobota - Czarnogóra (Durmitor), może powolny odwrót w kierunku Rumunii
14.09 - niedziela - przelot do Oradei
15.09 - poniedziałek do 17.09 - środa - Rumunia ze znajomymi i wszystkie standardowe trasy ;)
18.09 - czwartek - Rumunia solo i przelot na Węgry (do Tokaja lub Egeru po wino)
19.09 - piątek - przelot do Polski na zlot ;)
I fajnie.

Obrazek


Spakowałam się, spontanicznie nabyłam aparat foto, przy udziale przyjaciela zorganizowałam sobie nocleg w Czarnogórze - podobno najlepszy z możliwych... no, zobaczymy ;)
Pogoda nie zapowiadała się najlepiej, ale trudno, jakoś to będzie... podobno nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani motocykliści... Ciuchy mi nie przemakają, tylko rękawiczki, ale jakoś dam radę...

Obrazek

Ukryty cel tego wyjazdu to też zrobienie zdjęcia - turkusowej wody z perspektywy kamienistej plaży... pewnie bez słońca to nie wyjdzie, ale może się uda... Zdjęcie ma zdobić łazienkę w nowym mieszkaniu, a nie znalazłam odpowiedniego do kupienia w internecie, więc postanowiłam, że sama je zrobię...

Ale przede wszystkim muszę odpocząć, przewietrzyć głowę, na której ostatnio mam naprawdę sporo... i w której nie wiedzieć czemu gra mi to...

Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

Dzień 1 - Drobiazgi
10 września 2014 - środa


Czemu zawsze brakuje jednego dnia? Żeby wszystko ogarnąć na spokojnie, a nie w ostatniej chwili? Jestem spakowana, ale motocykl jest w garażu kilka ulic dalej. Idę po niego te parę minut. Po drodze zupełnie przypadkiem podnoszę wzrok i trafiam na jeden z balkonów kamienicy. Na balkonie jest suszarka na ubrania, na suszarce granatowy ręcznik, na ręczniku kontrastowy napis (co prawda "na lewą stronę", ale bezbłędnie odczytuję): Budva Montenegro. Tak... To mniej więcej mój cel wyjazdu...

Wytaczam Oliviera z garażu, napełniam Scottoilera olejem i podstawiam pod bramę wejściową do domu. Znoszę dwie rolki bagażowe - jedna ze wszystkim, druga prawie pusta, tylko z namiotem - może się przydać gdzieś w Rumunii. W topcase jedzie aparat foto, "transformer", zapasowe rękawiczki jakby jedne przemokły i bluza z merynosa, jakby się chłodniej zrobiło. Do tego dwie puszki napoju energetycznego i trzy paczki kabanosów. W tkankbagu mapa i kilka mniej lub bardziej podręcznych drobiazgów. W Zumo ustawiam cel na dziś. Zadar. 1100 km...

Stan licznika Oliviera to 33369 km. Ciekawe, ile mu przybędzie?

Chwilę po 8 rano ruszam. Trasa jest niemalże w całości autostradowa, więc "nic ciekawego się nie dzieje" i nie ma zdjęć. Uwagę przykuwają jedynie drobne rzeczy i wydarzenia...

Zanim jeszcze dobrze się rozpędzę staje na stacji sprawdzić ciśnienie w kołach. Jest OK.
Kilometry uciekają. O 9:53 mam ich jeszcze 953 do przebycia i jestem przy granicy z Czechami. Pogoda jest dobra. Cieszę się słońcem, które ogrzewa czubek mojego wiecznie zimnego nosa. Ciekawe czy domaluje mi piegów przez szybkę ;) Myśli w głowie biegną w dwie strony. Jedna, to cytat z Audrey Hepburn "Wiem, że mam więcej sex appealu na czubku mojego nosa, niż wiele kobiet ma na całym ciele. Nie widać tego od razu, ale tam jest!". Druga to skojarzenie z zimnymi rękami... i stwierdzeniem, że jeśli kobieta ma zimne ręce to jest gorąca w łóżku. Obie strony chyba nie mają sensu... Jadę dalej...

Pachnie skoszona trawą. Uwielbiam ten zapach. Nie wiem dlaczego, ale od razu mam skojarzenie ze strzyżeniem włosów z tyłu głowy... lubię miziać takie świeżo przystrzyżone włosy dłonią...

Na granicy z Austrią kupuję winietki na Austrię i Słowenię. tym razem kolor paznokci jest w miarę dobrany ;) Spotykam parę motocyklistów z Łodzi. Tj. kierownika i pasażerkę na Pegaso. Jadą do Włoch, a potem promem do Czarnogóry. Życzymy sobie wzajemnie szerokości.

Obrazek

Początek Austrii to przejazd przez kilka małych wiosek. Pamiętam jak kiedyś robiły na mnie wielkie wrażenie... małe, czyste, zadbane miejscowości. Teraz już nie robią takiego wrażenia... W Polsce dużo się zmieniło na lepsze. A może to ja się zmieniłam... W Poysdorfie, gdzie zawsze kusi mnie jedno miejsce - "targ" z winem, ulice są "dożynkowo" ozdobione. W jednym miejscu są karykaturalne postacie papieża i Dalaj Lamy z butelką wina, a po drugiej... Conchita Wurst ;)

W połowie drogi zatrzymuję się na gulaszową i herbatkę. Pogoda się pogarsza. Od tej pory generalnie pada... To by było na tyle słońca.

Obrazek

Austria, i Chorwacja. Coraz bardziej górzyście, coraz więcej tuneli, w których jest sporo cieplej niż poza nimi, więc po wjeździe momentalnie paruje wizjer w kasku. Od zewnątrz, więc szybko można go przywrócić do używalności.

Póżniej czuć już zapach morza. Nad Zadarem jak flesze rozbłyskują błyskawice, choć bardziej "straszy" niz pada. O 20:45 wjeżdżam do miasta. Melduję się w Schronisku młodzieżowym, ale zanim się rozlokuję wsiadam jeszcze na moto i jadę gdzieś coś zjeść. Po kilkunastu minutach poszukiwania ląduję w L.A. Bar, gdzie zamawiam smażone kalmary, Chyba już jest po sezonie i niełatwo znaleźć o tej porze knajpkę z jedzeniem, która jest otwarta.

W hostelu w najlepsze trwa jakaś młodzieżowa impreza. Nie przeszkadza mi to zupełnie. Za to wkurza mnie jeden upierdliwy komar, ale zasypiam zanim go ubiję... Za oknem pada deszcz, co działa jak kołysanka...


Przejechane: 1093 km

Obrazek
Rolo
łamacz szprych
łamacz szprych
Posty: 726
Rejestracja: 26.07.2010, 15:19
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: Wrocław

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Rolo »

Masz kobito kochones :thumbsup: Czekam na ciag dalszy :)
Motocyklistę jest w stanie zrozumieć tylko pies wystawiający pysk za okno jadącego samochodu
TA XL 650 '01 => AT XRV 750 '02
Awatar użytkownika
Beduin
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 376
Rejestracja: 11.01.2012, 16:37
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Beduin »

Doodek pisze:Ale przede wszystkim muszę odpocząć, przewietrzyć głowę, na której ostatnio mam naprawdę sporo... i w której nie wiedzieć czemu gra mi to...
Nie dane nam było poznać się osobiście, ale śledzę Twoje przygody motocyklowe i zastanawia mnie jedno: Dlaczego każdy Twój wyjazd to wietrzenie głowy? Aż taki masz w niej bajzel? Moje doświadczenia mówią mi, że "przyjemniej" podróżuje się z "czystą" głową. Bo czysta głowa jest jak gąbka - lepiej chłonie :wink:

Jak napisał Rolo: "masz kochones" i to nie podlega najmniejszej dyskusji. Fajna babeczka z ciebie - tak trzymaj! :thumbsup: No i pisz, pisz, pisz, bo my tu czekamy :wink:


Przesyłam tradycyjny uśmiech :dupa:
Pozdrawiam
Beduin

"...ponieważ droga jest celem..."

www.thebeduins.pl/
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

Work hard, play hard...

Wyjazdy pozwalają mi oderwać się od codzienności... od pracy trwającej kilkanaście godzin dziennie, od wwzystkiego co muszę ogarnąć "życiowo". Ostatnio w życiu mam sporo zmian, a to wysysa energię i powoduje rollercoaster emocji i nastrojów...
Bajzlu w głowie pewnie wielkiego nie mam, czasami chyba jest tam zbyt duży porządek ;)
I spokojnie - dostrzega rejestruje i chłonie świat bardzo dobrze ;)

A za miłe słowa dziękuję ;)
Awatar użytkownika
Tedi
romeciarz
romeciarz
Posty: 22
Rejestracja: 15.05.2014, 23:15
Mój motocykl: XL700V

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Tedi »

Dobrze się czyta, wciąga niczym serial, czekam na kolejny odcinek :)
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

Dzień 2 - Mokro
11 września 2014 - czwartek


Lubię ten dźwięk, gdy zasypiam, ale nie lubię o poranku. Deszcz. Czyli prognozy niestety się sprawdzają. No trudno. Trzeba być twardym jak żelki z Biedronki. Pakuję się wstępnie, ubieram i schodzę na śniadanie. Nic się nie zmieniło - pompowany chleb, paczkowany dżemik i margaryna, pseudowędlina z niewiadomoczego, słodka herbata owocowa. A, jest jedna nowość - pomarańcze :)

Przestaje na moment padać, więc pomykam na recepcję uregulować należności. Płacę kartą i dostaję nagrodę - czerwony ręcznik Mastercard. Taki duży, plażowy. Dobrze, że w rolce z namiotem jedzie powietrze, to mam go gdzie spakować. Uzbrajam Oliviera w bagaże. Dalej jest przerwa w deszczu, więc czym prędzej ruszam. I tak później niż bym chciała.

Obrazek

Jadę zatankować. Zumo pokazuje , że jestem dwa metry pod wodą... ciekawe... Na stacji chcę też sprawdzić ciśnienie w kołach, ale kompresor ma metalową sztywną końcówkę, która nijak nie układa się z motocyklową felgą, więc odpuszczam.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka kilometrów dalej widzę znaczek "Vulkanizer", więc zjeżdżam, a miły pan z serwisu przerywa pracę nad kołami jakiegoś samochodu i sprawdza ciśnienie w oponach Oliviera. Jest dobrze. Dziękuję i wsiadam na moto. I zaliczam parkingową glebę. Nawet nie wiem dlaczego i co poszło nie tak. Moto jest w pionie bardzo szybko, bo klient serwisu rzuca się na pomoc zanim w ogóle zdaję sobie sprawę, że leżę. Gmole maja nową przecierkę, ale poza tym wszystko jest nienaruszone. Nie pamiętam, kiedy zaliczyłam ostatnia parkingówkę... chyba rok temu w Kotorze...

Obrazek

Wbijam się na Magistralę Adriatycką i jadę na południe. Cel na dziś to Dubrownik, ale chcę się wspiąć na Sv. Jure. Pogoda jest w kratkę - raz pada, raz nie. Deszcz jest gwałtowny i gęsty, więc jest bardziej mokro niż sucho.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chyba nie zrobię fotki, po którą tu przyjechałam. Po pierwsze jest szaroburo i bez słońca, a po drugie jakoś nie widzę odpowiedniego pleneru.

W końcu... Jest! Tu będzie dobre miejsce. Zatrzymuję się i chwilę kręcę po plaży robiąc rożne ujęcia. Słońca nie ma, ale może coś wyjdzie... Teraz już wiem, że nie wyszło... kadr mniej więcej ten, ale kolory zupełnie nieodpowiednie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W sumie nigdy nie widziałam tak podtopionej Chorwacji. Podwórka, parkingi przed sklepami, ogródki - wszędzie stoi woda. Na jezdni zdarzają się kałuże sięgające 1/4 koła.

Sekwencje deszczowe są coraz dłuższe, aż w końcu leje ciurkiem przez kilka godzin. W miejscowości Baska Voda staję w przydrożnej knajpce, żeby coś zjeść. Zamawiam zupę pomidorową i... kalmary ;) Nigdy dość kalmarów w Chorwacji ;) W knajpce jest wifi, więc sprawdzam pogodę i trasę dojazdu na Sv. Jure. Zumo nie umie znaleźć drogi, a mobilne mapy google nie potrafią podać mi współrzędnych. Ale od czego ma się przyjaciół - właściwe koordynaty przychodzą z Polski i wbijam je do Zumo i już mogę wyznaczyć drogę. Po zjedzeniu zupy przestaje padać. Niestety znowu zaczyna, gdy kończę jeść drugie danie. Waham się... jest tam asfalt, ale mokry chorwacki asfalt jest śliski, a tam są ciasne zakręty. Jak wyglebię, to nikt mnie nie podniesie, bo pogoda jest nieatrakcyjna turystycznie. Poza tym, pewnie z góry nic nie widać, bo niebo jest zasnute niskimi chmurami. Chęć przygody mówi - miej jaja i jedź. Rozsądek każe odpuścić.

Obrazek

Wychodzę z knajpy. Leje coraz bardziej. Odpuszczę. Ubieram kurtkę, kask, zakładam całkowicie mokre rękawiczki. Pan kelner z uśmiechem na ustach przynosi mi parasol i pyta, czy chcę ;) Taki żarcik ;)

Obrazek

Jadę dalej, na Dubrownik. Przejeżdżam Makarską, skąd prowadzi droga na Sv. Jure i pada dalej. Po pięciu minutach prszestaje padać i nawet wychodzi słońce. Kurcze, może zawrócić?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przeliczam trasę w Zumo, ale gdy mam skręcić to jednak coś mnie powstrzymuje i tego nie robię. Znowu ustawiam trasę na Dubrownik. A może jednak? I znowu na Sw. Jure... Robię tak kilka razy, ale w końcu znowu wygrywa rozsądek. Przyjadę tu jeszcze. Po paru minutach nie żałuję już decyzji. Leje jak z cebra, ledwo widać "przednie koło".

Wypogadza się dopiero przed tym małym odcinkiem Bośni i Hercegowiny, który trzeba przejechać w drodze do Dubrownika.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tym razem, nauczona zeszłorocznym doświadczeniem nie przygotowuję dokumentów do kontroli, gdy podjeżdżam na granicę. I dobrze, bo znowu nikt nie chce nic oglądać. Przejeżdżam przez kawałek Bośni i znów wjeżdżam do Chorwacji. Pogoda jest całkiem, całkiem, niedługo zajdzie słońce. Jednak wcześnie robi się już ciemno...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kwateruję się w hostelu "Karla" - fajnie - czysto, cicho, bo na uboczu (w sumie podjeżdżając pod wskazany adres mam wątpliwość, czy aby na pewno jestem w dobrym miejscu), motek na parkingu. W pokoju "czekają" na mnie dwa obrazki wyrzeźbionych panów... nie mój typ, ale niech będzie, taki "dizajn"...

Obrazek

Prysznic, cywilne ciuchy i jadę pozwiedzać Dubrownik wieczorową porą. Do starego miasta można sprawnie dojechać autobusem za 15 KN w kilkanaście minut. Włóczę się po uliczkach. Ludzie siedzą w knajpkach, gdzieniegdzie snuje się muzyka, jakaś para tańczy na placu przed kościołem... Zapuszczam się w labirynt uliczek...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po chwili słyszę to co niby lubię słyszeć wieczorem, ale na pewno nie teraz... Deszcz... idzie... gwałtowny... Ściana wody dociera do mnie szybciej niż ja docieram gdziekolwiek, gdzie mogę się schować. Przemoczona do suchej nitki wpadam do pierwszej knajpy, która ma otwarte drzwi. W środku wszyscy jak zmokłe kury siedzą lub stoją przy barze. No trudno, trzeba przeczekać. Zamawiam piwo, siadam przy stoliku koło nieznajomych osób z Niemiec, a deszcz zacina aż miło zagłuszając smoothjazzową muzykę sączącą się z głośników...

Obrazek

Obrazek



Obrazek

Do tego samego stolika przysiada się jakiś gość i zagaja rozmowę. Denis - okazuje się że jest właścicielem knajpy. Stawia mi kolejne piwo, a wszystkim gościom oliwki. Swoją droga pyszne - zjadam ich niemało, bo w końcu ostatni posiłek jadłam ładnych parę godzin temu. I żartuje, że wszyscy mogą zostać na nocleg - spanie na podłodze - 10 Euro - w sumie to dobra cena jak na nocleg w sercu starego miasta w Dubrowniku ;) Deszcz nie przestaje padać. Niektórzy goście wychodzą gdy tylko pada nieco mniej. W końcu pada na tyle słabo, że i ja decyduję się na wyjście. Dostaję życzenia powodzenia na dalszą drogę, bo oczywiście jako samotnej motocyklistce na pewno jest mi to potrzebne.

Kropi. Idę na przystanek autobusowy i chowam się pod wiatę. Znowu pada mocniej.

Obrazek

Po dwudziestu minutach jestem w hostelowym pokoju. Hmmm... panowie topless... czerwona lampka... czy na pewno dobrze wylądowałam? Nieważne. Idę spać. Mam nadzieję, że do jutra wyschną mi wszystkie ciuchy... Dżinsy i buty do szybkoschnących nie należą...

Obrazek


Przejechane: 368 km

Obrazek
Awatar użytkownika
jacoo
szorujący kolanami
szorujący kolanami
Posty: 1891
Rejestracja: 16.09.2009, 18:11
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Kraków/Zakopane

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: jacoo »

hm...nie wiedziałem ze masz YaYa...ale podobamisie :resp:

PS: fajnie jest mieć przyjaciół co jak mogą i potrafią to pomogą :cool: :tongue:
rystakpa.

Jazda na motocyklu jest najprzyjemniejszą rzeczą jaką można robić w ubraniu.
xl600v -->DL650-->XT660Z-->
Obecnie: XL700 VA
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

fajnie, fajnie, potwierdzam :) :thumbsup: :cool:

a co do YaY - chyba nie mam, bo odpuściłam ;) ale w sumie to :niewiem:
Awatar użytkownika
Tedi
romeciarz
romeciarz
Posty: 22
Rejestracja: 15.05.2014, 23:15
Mój motocykl: XL700V

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Tedi »

Taka sytuacja... Obrazek
Awatar użytkownika
Beduin
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 376
Rejestracja: 11.01.2012, 16:37
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Beduin »

Doodek pisze:a co do YaY - chyba nie mam, bo odpuściłam ;) ale w sumie to :niewiem:
Taki jebus...yyy....znaczy rebus: Jeśli nie wiesz czy masz YaYa to na pewno masz nick a to składa się już w logiczną całość, której się nie wyprzesz! :grin:

:dupa:
Pozdrawiam
Beduin

"...ponieważ droga jest celem..."

www.thebeduins.pl/
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

Dzień 3 – Dwie zguby, dwa prezenty
12 września 2014 - piątek


Z Hostelu udaje mi się wyjechać przed deszczem, choć widzę jak niebo się chmurzy, gdzieniegdzie coś grzmi i błyska. Nie mogę znaleźć jednego żółtego ekspandera, którym mocowałam żółtą rolkę. Ciekawe czy zgubiłam teraz, czy jeszcze w Zadarze... No trudno. Poradzę sobie bez niego.

Obrazek

Po 200 metrach zatrzymuję się w sklepie. Uzupełniam zapas wody w camelbaku i kupuję 2 litry piwa. Ożujsko jest na promocji. Siostra się ucieszy ;)

Pierwszy cel na dziś to Mostar. Zumo pokazuje trasę przez góry. Nie słucham go, chcę przejechać wybrzeżem, może uda się zrobić jednak fotkę na jakiej mi zależy, może zaświeci słońce...

Bocznymi dróżkami okrążam Dubrownik. Pogoda jednak trochę się psuje, przez co nad miastem jest piękna tęcza.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jadę wczorajszą trasą. Trochę pada, trochę nie, podziwiam krajobraz, choć na "tę fotkę" nigdzie nie udaje się zatrzymać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zumo usilnie wpycha mnie w trasę przez góry. A ja usilnie trzymam się morza. Wjeżdżam do Bośni i z niej wyjeżdżam, bo chcę jak najdłużej być nad morzem. Wiem, że to ostatnia szansa... która tak naprawdę nie nadchodzi.... Odbijam na główną drogę prowadzącą do Bośni i Hercegowiny. Duży ruch. Robi się upalnie. Gdy dojeżdżam do granicy w Metkovis zaczynam żałować, że nie pojechałam trasą zaproponowaną przez nawigację - i tak nie zrobiłam fotki a w dodatku na granicy stoi przede mną kolejka samochodów, busów i autobus. Próba podjechania do przodu nie spotyka się z aprobatą policji granicznej. Przemieszczam się więc w żółwim tempie, czując jak kropelki potu płyną po plecach...

Obrazek

W końcu, po jakichś 20 minutach czekania przekraczam granicę. Na dobre jestem w Bośni i Hercegowinie.

Obrazek

Co ciekawe, ten kraj zawsze wzbudza we mnie pewne emocje. jest to trochę niepewność i niepokój, ale jakaś taka nieuzasadniona. Z drugiej strony zawsze się uśmiecham gdy tu jestem... na zasadzie "znowu tu jestem, kto by pomyślał".

Droga jest dość ruchliwa, budynki stojące przy niej mają często ślady po ostrzałach. Niby minęło już sporo czasu, ale gdzieś dalej czuć oddech paskudnej wojny. Na znakach drogowych napisy cyrylicą są zamalowane lub zdrapane. Sporo ludzi kręcących się wzdłuż drogi wygląda na kalekich...

Jadę dolina Neretwy, czasami nawet widać tę rzekę zza drzew. Jest pięknie. Pojawiają się też urocze wioseczki, całkiem chyba stare...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im bliżej Mostaru, tym większy ruch. Jakiemuś kolesiowi w większym bmw nie chce się jechać równo ze wszystkimi, więc łamiąc sporo przepisów wyprzedza sznur pojazdów... po to, żeby za 200 metrów się zatrzymać na poboczu i wysiąść z auta. W sumie się nie dziwię... wyżelowana fryzura, białe polo z postawionym kołnierzykiem, dżinsy z czarnym paskiem i czarne buty... taki typ... bez komentarza. Zresztą, moda męska to najczęściej dres z dużymi kontrastowymi wstawkami (lub paskami, a jak!) i odblaskowe obuwie sportowe plus saszetka...

Przedmieścia Mostaru to zagłębie patelni. Do wyboru do koloru. Kieruję się na "stary most". W końcu jest jakiś parking w centrum, ale każą mi jechać dalej. Parkuję przy zakazie ruchu, bo w końcu dalej się już nie da wjechać.

Obrazek

Przechwytuje mnie jakiś lokales na rowerze i... jak się nie da jak się da... każe wjechać jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej. Super. Ciuchy i kask zostawiam w knajpce do której należy parking, a sama idę zwiedzać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest dość tłoczno, widać, że to turystyczne miasteczko. Wszędzie są stragany z pamiątkami. Wszystko oczywiście "lokalne". Są wisiorki z "okiem" jak w Grecji, saszetki jak w Armenii, matrioszki, maski weneckie, nawet maski p/gaz ;) W sumie, dzięki temu, że jest tu wszystko, to kupuję też olejek lawendowy z Dubrownika ;) No i oczywiście słonika do mojej kolekcji. Wdaję się też w miłą pogawędkę z panem artystą malującym obrazy i pocztówki w jednej z galerii. Pan co prawda mówi tylko w języku lokalnym, ale pani współpracowniczka służy za tłumacza, bo trochę zna angielski. Nie mogą się nadziwić, że jestem tu sama, na motocyklu. Koniecznie chcą zobaczyć zdjęcia moto, więc pokazuję im Oliviera. Pani współpracowniczka mówi, że jej wielkim marzeniem jest jeździć kiedyś na moto. Trzymam za nią kciuki.

Obrazek

Obrazek

Wracam w kierunku mostu. Jakaś skośnooka kobieta robi mi zdjęcie z mostem. Dobrze, że są programy do edycji zdjęć, bo kadrowanie jest do niczego ;) Ale zostawiam je, takie jakie jest ;)

Obrazek

Obrazek

Gdy przechodzę przez most okazuje się że grupa australijskich turystów wykupiła "skok z mostu" - zajmuję więc wygodne miejsce i obserwuję jak młody chłopak skacze. W tle słychać "Allah Akbar!" - z głośników na minarecie płynie pieśń. W sumie zapomniałam, że jestem w muzułmańskim (w dużej części) kraju...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kupuję lody straciatella i idę popodziwiać most "z dołu".

Obrazek

Wracam do Oliviera i siadam w knajpce obok, gdzie zamawiam cevapi. Pyszności. I w samą porę, bo nadchodzi gwałtowna ulewa...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy kończę jeść, kończy się deszcz, więc "na sucho" wsiadam na Oliviera, zawracam, przybijam piątkę z lokalesem na rowerze i bocznymi drogami kieruję się do przejścia granicznego Hum-Scepan Polje.

Muszę przyznać, że trasa z Mostaru do Gacko jest fantastyczna. Ma milion zakrętów, zero ruchu kołowego, choć jest na niej wszystko... kozy, owce, krowy... nawet kowboj pilnujący swojego stada siedzi gdzieś na poboczu. Jest też czarna wiewiórka z puszystym ogonem, która chce targnąć się na swoje życie wpadając prosto przed przednie koło Oliviera. Nie udaje jej się jednak zginąć. Są też psy... duże, pasterskie... bezpańskie, ze zmierzwioną sierścią, szukające czegokolwiek do zjedzenia leżących (niestety) na poboczu śmieciach. W sumie trochę się boję - jak mnie taki zacznie gonić to nie ucieknę po tej krętej drodze, ale na szczęście są totalnie łagodne i dźwięk motocykla nie robi na nich absolutnie żadnego wrażenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Federacji Bośni i Hercegowiny wjeżdżam do drugiej części składającej się na Bośnię i Hercegowinę - Republiki Serbskiej - przy drodze powiewają flagi, są napisy "Witamy w Republice Serbskiej". W Nevesinje napisy w łacińskich literkach są zamalowane, pozostawiona jedynie cyrylica... Jest tu zupełnie inaczej, niż przy granicy z Chorwacją.

Gacko jest małym przemysłowym miasteczkiem z wielką elektrownią, której nie można fotografować.

Potem krajobraz znowu zmienia się na piękny. Jest kamienista wyżyna, która z ciemnymi chmurami w tle robi niesamowite wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Jest też turkusowa woda. Uwielbiam ten kolor...

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżam do Parku narodowego Sutjeska. Jadę przez uroczy wąwóz. Mijam miejscowość Tjentiste - opuszczony kurort, Dolina Bohaterów - z klimatycznymi monumentami "z epoki" i opuszczonym hotelem Młodość. Niestety w Bośni to częste obrazki...

Obrazek

Obrazek

W pewnym momencie tuż przede mnie wtacza się na drogę ciężarówka z drewnem. Kierowca przeprasza i macha ręką, że mogę go wyprzedzić.

W sumie jeżdżąc po tym kraju trzeba pamiętać o jednym - asfalt jest bardzo śliski. Bardzo! Kilka razy dohamowując przed zakrętem czuję jak się uślizgują koła.

Drogą, której nie ma na mapie (bo widać, ze jest świeżo zbudowana, żeby nie jeździć po zakrętach, dojeżdżam do miejscowości Brod nad Driną. Jest tu stacja benzynowa, ale nie tankuję. Zatankuję w Plużine.

Obrazek


Obrazek

Droga do granicy w Hum jest jedyna w swoim rodzaju. Ma ze 3 metry szerokości, jest zakręcona i dziurawa, czasami szutrowa i dziurawa. Mijanka z autobusem na takiej drodze to bezcenne przeżycie.
Na granicy znowu jest "kolejka" na 5 samochodów, ale na tym przejściu to o pięć samochodów za dużo. A celnicy karmią małe koty...

Podchodzi do mnie jakaś dziewczyna i jak widzi że jestem kobitką, to coś tam krzyczy do swoich znajomych dwa auta przede mną. Połowy nie rozumiem, ale generalnie to kolejny raz zdziwienie że babka i ze sama. Potem daje mi lekko pomiętą naklejkę napoju energetycznego i pyta (łamaną angielszczyzną) czy wiem co to jest. Wiem. A ona, ze to podobno napój, który lubią motocykliści, a oni (tzn ona i przyjaciele) tym handlują i że ta naklejka jest dla mnie, i że przeprasza, ze pomięta, ale miała ją w kieszeni. Fajnie tak coś dostać. Potwierdzam, że tak, jestem tu sama, z Polski przyjechałam... Dziewczyna odchodzi, ale po chwili wraca, niosąc w ręce puszkę z Monsterem - powiedziała, ze to ostatni jaki mają i że to prezent dla mnie bo jestem "żenszcina na moto". Super!

Obrazek

Granicę mijam bezboleśnie, przejeżdżam przez drewniany mostek (chyba go nieco naprawili, rok temu miał więcej dziur) i jestem w Czarnogórze.

Obrazek

Wbijam się w jedną z najpiękniejszych tras jakimi jechałam. Są zakręty, i jest pięknie. Kanion Pivy zawsze robi na mnie wrażenie. Turkus wody jest niesamowity.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijam drogowskaz na Trsa - cel mojej podróży, ale jadę parę km dalej, na stację benzynową. Tankuję i wracam. Skręcam "do dziury". Zaczynają się serpentyny. Niektóre są w wykutych w skale tunelach, czasem trzeba wykazać się refleksem i w takiej "dziurze" dobrze skręcić, bo jest rozjazd. Jedzie się wolno - bo zakręty, bo zmierzcha, bo ktoś w czynie społecznym "naprawił" dziury w drodze, więc są teraz łaty asfaltu ze żwirkiem na jezdni, bo oczy mam dookoła głowy - tak tu pięknie.

Obrazek

Obrazek

Przed jednym z zakrętów stoi zaparkowany busik, obok busa stoi facet i się odlewa. Nosz.. kur..., a ja mam takie ciśnienie, że masakra, bo na stacji w Pluzine nie było wc, ale jakoś dojadę...

Do Trsa, wioseczki z trzema domami na krzyż, położonej na wysokości ponad 1500 m n.p.m. dojeżdżam o zmroku. Wita mnie Anastazja, urocza siedmiolatka, a potem Danijel, jej starszy brat. To tu mam załatwiony nocleg. Tak naprawdę już wiem, że zostanę tu przez dwie noce. W niedzielę się zepnę i dojadę na jedno pociągnięcie do Rumunii, ale teraz na pewno zostanę tu jak się da najdłużej... Olivier dostaje miejscówkę pod zadaszeniem, ja kwateruję się w maleńkim domku, odświeżam i wybieram coś na kolację. Wiem, ze to będzie mięsko przygotowane przez mamę Danijela i piwo Niksicko. Jedzenie wysadza z butów. Żeberka miodowe, jagnięcina, domowe frytki z prawdziwych ziemniaków... pożeram ogromniasta porcję i ledwo mogę się ruszać. Danijel jako jedyny z rodziny mówi po angielsku, więc gadamy na milion różnych tematów. Dowiaduję się, dlaczego nie mają piwa z kega tylko butelkowe, jak i dlaczego mięso tu jest takie smaczne - nie wpadłabym na to, że to kwestia żółtych kwiatków na łące ;)

Obrazek

Od Anastazji dostaję prezent - bransoletkę z napisem "Courage". Na pewno doda mi odwagi... albo wydobędzie tę, którą mam w sobie...

Obrazek

Czas spać. Nie mogę znaleźć szczoteczki do zębów. Czyżbym zgubiła? Akurat dzisiaj po cebulowej sałatce do cevapi w Mostarze i dobrach wszelakich w Trsa przydałoby się porządnie wyszorować zęby... Co gorsza, widzę, że nie mam nigdzie Pandi - miśka, którego tym razem zabrałam na wyjazd... Misiówka podróżowała w tankbagu... ciekawe gdzie mi wypadła... Czyżby kolejna rzecz, którą zgubiłam na wyjeździe? Normalnie mi się takie coś nie zdarza...

Jest rześko, pada deszcz... ale dobrze mi tu...


Przejechane: 355 km

Obrazek
Ostatnio zmieniony 30.09.2014, 21:50 przez Doodek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Pingwin
czyściciel nagaru
czyściciel nagaru
Posty: 561
Rejestracja: 06.12.2008, 00:10
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Nysa/Reykjavik

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Pingwin »

A gdzie dzisiejszy odcinek :niewiem: Prosim sie nie droczyc :wink:
Dawniej gdziala
TROJAN
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 3276
Rejestracja: 28.10.2008, 23:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: KRAKóW

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: TROJAN »

Teraz czas na DaniLLLo i opowieści o Durmitorze :cool:
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

Hmmm... nie wiem czy jest co opowiadać. .. albo czy powinnam ;)
Awatar użytkownika
grad74
swobodny rider
swobodny rider
Posty: 2689
Rejestracja: 23.06.2012, 07:09
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Siechnice

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: grad74 »

Dawaj dawaj, własnie złapałem oddech po Twoim ostatnim wpisie. Ale pogodę to miałaś Barową :lol: .
Honda TransalpPD10-99r, Honda Revere RC33-96r, Honda Nx125-99r, SHL M11-62r, WSK Garbuska-68r,Skuterek Motobi 50 z Hondowskim silniczkiem ;).

Gdyby Transalp kardan miał, ideałem by się zwał :)
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

Kiepsko z czasem na kolejne wpisy... a z nimi trochę mi schodzi ;) Może uda się jutro. Jak nie, to pewnie dopiero we wtorek. ..
Awatar użytkownika
Beduin
miejski lanser
miejski lanser
Posty: 376
Rejestracja: 11.01.2012, 16:37
Mój motocykl: XL700V
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Beduin »

No to czekamy. Nie pozostaje nam nic innego :wink:
Pozdrawiam
Beduin

"...ponieważ droga jest celem..."

www.thebeduins.pl/
Awatar użytkownika
Doodek
pogłębiacz bieżnika
pogłębiacz bieżnika
Posty: 853
Rejestracja: 06.12.2013, 16:26
Mój motocykl: inne endurowate moto
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Doodek »

Dzień 4 - Droga, której nie ma
13 września 2014 - sobota


Spałam jak dziecko. Nie, nie dlatego, że całą noc płakałam i trzy razy nawaliłam w pieluchę, tylko po prostu naprawdę dobrze spałam. Ranek jest wilgotny, ale nie pada. Pewnie jeszcze, znając moje szczęście.

Obrazek

Jem przepyszne śniadanie - ogromniastą porcję jajecznicy na boczku z serem. Jak tak dalej pójdzie żywnościowo, to tu przytyję. Albo pęknę.

Gdy ja jem śniadanie, Danijel uczy się do egzaminu na prawo jazdy - dorabia kolejną kategorię... W międzyczasie tez rozmawiamy o tym, gdzie mogę pojechać i co zobaczyć. Planów jest kilka, w tym mały offroad (dzięki bransoletce odwagi) - zobaczymy co z tego wyjdzie. Zapisuję w telefonie numer do Danijela, jak wyglebię czy coś i nie będę w stanie sobie poradzić, to mam dzwonić, to przyjedzie i mnie poskłada. Fajnie - prywatne assitstance ;)

Obrazek

W międzyczasie też się dowiaduję, że jest zmiana planów - ekipa, z która jestem umówiona odpuszcza Rumunię, ze względu na nieciekawe prognozy pogody. Za to proponują Słowenię. Wszystko jedno. Tak samo daleko. A w Słowenii... może odwiedzę Kubę i Mojcę i zobaczę jakie są postępy w budowie jachtu w ogrodzie ;) Tak więc Rumunia pozostanie celem na kolejny rok.

Ruszam. Za znakami kieruję się na Nedajno.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem wbijam się w szutrową drogę prowadząca nad jezioro Susicko... o tej porze jest (jak sama nazwa wskazuje) - wyschnięte. Serpentyny powalają, krajobrazy też. Ależ tu pięknie. Szkoda tylko, że pogarsza się pogoda i te wszystkie atrakcje przemierzam w strugach deszczu. Wg Zumo, drogi tu nie ma...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pojawiają się znaki na Zabljak, choć bardziej wyglądają jak oznaczenie trasy dla pieszych czy rowerzystów ;) Po drodze dostaję kilka SMSów, jaki mi idzie, czy jestem cała i że mam dać znać jak dojadę do Zabljaka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pogoda jest naprawdę fatalna,a le i tak jest tu pięknie. Już wiem, że muszę tu wrócić. I to niejeden raz.. Może się tu przeprowadzić? Obliczam, że pobyt i wyżywienie w Trsa kosztuje mnie mniej niż codzienne utrzymanie w Krakowie. Plan jest prosty - sprzedać wszystko, kasę wrzucić na konto, przyjechać tu i rozkoszować się tym, co tu jest. Mają tu nawet wyciąg narciarski (a jak wiadomo ja narty kocham bardziej niż moto) - czego więcej mi do szczęścia potrzeba?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Zabljaku ordynuję sobie przerwę. Nie ma już knajpy Zlaty Papagaj, za to jest inna Lupo d'Argento - przetestuję... Zamawiam zupę grzybową i herbatę. Dostaję zupę śmietanową, w której pływa kilka grzybów (i herbatę). Trzeba jednak było zamówić coś innego... Za to jest internet ;) Wysyłam SMS kontrolny, że wszystko OK i jaki mam dalszy plan - jakbym tego nie zrobiła, to dostałabym pewnie z milion wiadomości i sto tysięcy telefonów - Danijel chyba się przejął zleconym mu zadaniem "zaopiekowania się mną" ;) A na zewnątrz leje...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy nieco się przejaśnia, ruszam dalej. Na most na Tarze. Prowadzą tam całkiem fajne winkle. Sam most jest zadeptany przez turystów, głównie rosyjskojęzycznych. Miła Ukrainka robi mi kilka fotek - taka odmiana od samowyzwalacza ;) Inna z kolei pyta, czy może sobie zrobić fotki z moim moto ;)

Obrazek

Obrazek

Woda w rzece jest brunatna - i przez to nie tak piękna jak Piva.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W ramach zrobienia czegoś niestandardowego przejeżdżam tyrolką wzdłuż mosty, nad rzeką. Robię to w ciuchach i kasku motocyklowym, co wzbudza uśmiechy u ludzi dookoła i obsługi, która mnie przechwytuje pod koniec jazdy. Ech, przypomniały się stare dobre harcerskie czasy, kiedy to budowało się małpie gaje... te wszystkie mosty linowe itp... to były zabawy :)

Obrazek

Obrazek



Wracam do Zabljaka, a następnie kieruję się do Trsa. Tym razem śnieg mnie nie zatrzymuje ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mogę spokojnie jechać drogą i podziwiać piękno dookoła. Powtórzę się - nawet przy słabej pogodzie jest tu pięknie!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijam kilka motocykli, ale nikt nie jedzie w tę stronę co ja. Niestety niektórzy jeżdżą strasznie bezmyślnie - nie przewidując, że ktoś może jechać z przeciwka. Droga jest tu wąska, kręta, śliska, bo jest mokro, naprawdę trzeba uważać... a niektórzy jakoś maja to trochę gdzieś...

Na przełęczy (1907 m n.p.m.) jest 6 stopni, wiatr i zacina deszcz. Niefajnie... a szkoda...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalsza droga to też zmagania z wiatrem, chłodem i deszczem. W jednym miejscu zatrzymuję się na fotki, podjeżdża jakieś auto, ale pasażerowie nawet nie wysiadają z niego, tylko cykają fotki przez okno... Co wy wiecie o doświadczaniu przygody... i przyrody ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

[Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co jakiś czas, na przydrożnych pagórkach widzę czarne postacie z parasolami, doglądające swoich stad owiec. Ja z kolei mogę sobie pograć w kosza... jakbym chciała ;)

Obrazek

Kilka kilometrów przed końcem dzisiejszej podróży przestaje padać. Przejeżdżam przez miejscowość Pisce. Ja też piszczę. Z zachwytu, radości... P-I-Ę-K-N-I-E T-U !!! Wiem... Powtarzam się...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dojeżdżam do Trsa. Anastazja bardzo cieszy się na mój widok. Chyba zyskałam jej sympatię ;) Razem naklejamy naklejkę na drzwiach od mojego domku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W domku obok jak widać byli "nasi" ;)

Obrazek

Ledwo się ogarniam po przyjeździe, a już dostaję gorącą herbatę z miodem i cytryna na rozgrzanie oraz dwa wielkie ciacha. Na nic nie pomagają tłumaczenia, że ja ze słodyczy najbardziej lubię śledzie, a ze śledzi cebulę. "Shut up and eat". Nawet nie podyskutuję ;) Taka gościna :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalsza część dnia i wieczór to niekończące się rozmowy, gry i zabawy z Anastazją, uczenie się liczenia, kolorów, oglądanie zdjęć, i filmiku z przejazdu tyrolką, kilku filmów snowboradowych, które znajduję gdzieś u mnie w telefonie.

Podobno jestem "crazy". Ale w sumie słyszałam to już wczoraj, zaraz po przyjeździe (jak również to, że Daniejl spodziewał się, że przyjedzie kobitka w średnim wieku, średnio atrakcyjna i generalnie nie do pogadania... no cóż, chyba się sprawdziło ;)) A propos tyrolki, dowiedziałam się, że ja jechałam tą krótszą (fakt, są tam dwie). Za to tata Danieja kiedyś wybrał się na tę dłuższą i... utknął w połowie... i czekał dwie godziny aż go ściągną. Podobno nie ma zamiaru już więcej tego próbować.A ja wiem, że następnym razem właśnie tego spróbuję ;)

W pewnym momencie wszyscy z zaciekawieniem patrzą przez okno. Patrzę i ja - koło Oliviera przechadza się "lisica". Widać rude lubią oliwkowy kolor :)

Zmykam spać, jutro kolejny kawałek Europy do przejechania...


Przejechane: 124 km

Obrazek
Awatar użytkownika
Reindeer
wypruwacz wydechów
wypruwacz wydechów
Posty: 1139
Rejestracja: 11.11.2011, 16:48
Mój motocykl: XL600V
Lokalizacja: Wrocław (czasem Krosno)

Re: Bałkany 2014, czyli najbardziej nieoptymalny trasowo wyj

Post autor: Reindeer »

Bardzo fajnie się Ciebie czyta :)
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 0 gości