Strona 3 z 4

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 29.07.2014, 20:43
autor: mirkoslawski
Dzień szósty według mirkoslawskiego :smile:

Wojtas trochę za dużo jednak piłeś, bo jeden dzień zjadłeś :lol:

To był najgorszy (dla mnie) dzień naszej eskapady...zdjęć nie mam (oprócz jednego, z miejsca noclegu)...i za dużo też o nim nie napiszę, bo szczerze mówiąc niewiele pamiętam z racji tego, co mnie spotkało. A było to tak...

Wystartowaliśmy jak zwykle, około 6.00 rano z najpiękniejszego miejsca, w jakim nocowaliśmy na dziko. Jeszcze nic nie wskazywało na katastrofę...no może katastrofa to zbyt duże słowo - na cierpienie, którego doświadczę i stratę, której zaznam. Ale od początku.

Wyjechaliśmy znad Bugu i polecieliśmy wzdłuż rzeki offem, poszukując promu do przeprawy na północny brzeg. Po wcześniejszej jeździe i taplaniu, miałem praktycznie wszystko mokre - została jedna para suchych skarpet ale takich "wełnianych", robionych jeszcze przez moją Ś.P. babcię. Są super ciepłe i oddychające - zawsze je biorę w razie chłodu na biwaki i świetnie się sprawdzają...a właściwie sprawdzały do spania/chodzenia - jeszcze w nich nie jeździłem a już na pewno nie jeździłem w mokrych/wilgotnych butach. Moje Formy dosyć długo trzymały się "na sucho" ale niestety, po paru minutach, może parunastu brodzenia po łydki w wodzie, przemokły i nie miały jak wyschnąć. No nic - myślę sobie, że lepiej wełny suche niż motocyklowe - ale mokre :smile: I to był największy błąd a jednocześnie solidna lekcja. Po 3 godzinach jazdy zaczęły mnie boleć stopy, a po 4 h czułem każdy kolec na moich podnóżkach, jakby wbijał się w gołą skórę i jakby solidny but enduro zamiast na nodze, leżał w kufrze! Nie mogłem nawet trzymać nóg na podnóżkach a co dopiero jechać na stojąco. Po zdjęciu butów i mokrych skarpet przeraziłem się - moje stopy wyglądały okropnie! Znacie ten objaw "marszczenia skóry" podczas kąpieli? Jeśli tak - to pomnóżcie razy 3 i dostaniecie to, co ja musiałem oglądać :egh: No nic - przelecieliśmy sporo asfaltem i sporo po fajnych drogach Puszczy Białowieskiej (podkreślam słowo DROGACH) bo o offie nie było mowy. I tutaj zaczyna się kolejna lekcja...jechałem pierwszy a że upał, jechałem w bluzie (i zbroi) a kurtkę miałem przytroczoną ekspanderami na wałku...przelecieliśmy jakieś 40 km po utwardzonych drogach po czym dojechaliśmy do miasteczka i zatrzymaliśmy się na fajkę. A właściwie ja się zatrzymałem - dojeżdża do mnie Wojtek i mówi "popraw kurtkę, bo CI spada - daje ci znaki od jakiś 5 km!" - i kurtka rzeczywiście, zsunęła się i zgadnijcie na którą stronę? Oczywiście fak na stronę wydechu, który wypalił w niej dziurę wielkości tej opisywanej wcześniej, bobrowej! :banghead: Kurtkę (Scotta, miała 3 miesiące :swieczki: ) wyrzuciłem na najbliższej stacji benzynowej.

Jak już byłem pewny, że to koniec nieszczęść - 2 h szukaliśmy za Białymstokiem noclegu! Odsyłali nas do nieistniejących pól namiotowych, nad jeziora, które okazywały się miejskimi zalewami obładowanymi kąpiącymi się ludźmi...a mnie łzy do oczu nachodziły od bolących stóp i w dodatku znowu nadciągała burza...ech Wreszcie za Nowodworcem znaleźliśmy (sami) most nad Narwią...nie było to miejsce idealne...ba - nawet dobre nie było - do miasteczka 300 metrów, tuż nad nami dosyć ruchliwa droga...ale ja mam to w d...pie - stopy mi odpadają, chcę się wykąpać - no i idzie burza!

Rozbijamy się, ja szybko chcę się wykąpać w Narwii, bo miejsce idealne ale jak tylko do niej włażę, zaczyna się kanonada piorunów! To naprawdę nie był mój dzień...Uciekam do namiotu - leje i wieje około 40 minut, po czym wychodzimy, trochę gadamy, wypijamy piwko, coś wcinamy - ja wywieszam skarpety i buty do wyschnięcia i idę spać bo mam dzisiejszego dnia dosyć.

Nie dość, że bolą stopy - około 23.30 budzi mnie nagle duży hałas i światło, jakby UFO lądowało!Myślę "co jest qrwa - najazd nam na chatę robią?!" Biorę nóż do łapy i wyłażę z namiotu (a właściwie wychylam się :grin: ) i ...3 samochody 4x4 robią sobie przeprawę przez Narew! Tuż obok nas! Tyle, że chociaż "sorki" powiedzieli :egh: ech - wszystko lubię ale "chamstwa nie zniese".

To był mój "13" tego wyjazdu ale jak mówiłem, mam jedno zdjęcie, które mówi wiele...nawet po najcięższej burzy...

Obrazek

Wnioski/refleksje

1) zawsze trzeba mieć SUCHE ciuchy, a szczególnie skarpety/buty
2) dobrze przytroczone rzeczy są gwarancją ich ponownego użycia :lol:
3) trzeba umówić się ze swoimi kompanami na znaki sygnalizujące "niebezpieczeństwo" itp
4) nawet najgorszy dzień ma swój cel - człowiek się uczy :wink:


A teraz na koniec moich wypocin - dziękuję Wam, że czytacie i że się podoba :smile:

Wilczek - co do "picia" - z Wojtka będą jeszcze ludzie :lol: bo na siłę mu nie wlewałem a jednak coś tam spożywał :drinking: jak na początek "dorosłego życia" to dobrze mu wróży :haha:

Chilijka - dzień 7 będzie Tobie poświęcony (choć Wojtas już zaczął) - ale jako iż w tym związku to ja jestem facet, ja skończę :punk: :rolf:

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 29.07.2014, 22:06
autor: wojtekk
mirkoslawski pisze:
Wojtas trochę za dużo jednak piłeś, bo jeden dzień zjadłeś :lol:
Co ten alkohol robi z ludzi… człowiek wlał miesiąc temu a jeszcze trzyma… Termos normalnie…

Ok - już nadrabiam:

Rano wstajemy twardo 0 4:30 by jechać wyznaczoną trasą (co już nam się udało o 6). Udaje nam się dość długo, ale… po pierwsze nie znaleźliśmy rowu. A po drugie promu. Gdy skończyły się ścieżki i wyjechaliśmy na lokalne i dziurawe asfalty (mijając miejsce trampkowego zlotu w Serpelicach) dowiedzieliśmy się, że akurat prom "nie chodzi" z racji na wysoką wodę i trzeba jechać do mostu.


Na jednej z autostrad Kryśka wyraźnie ma fochy na jedno z kół. Zblokowany tylny hamulec skutecznie utrudnia jazdę Mirkowi. Po rozebraniu motocykla, obejściu kurtki Mirka przez czerwone mrówki objaw sam przechodzi po schłodzeniu płynu (który się zwyczajnie zagotował).

Jan już kolejny dzień jeździ bez tylnego hamulca co skutecznie utrudnia jazdę w terenie. Nie wiem dlaczego, bo została zregenrowana, a klocki wyglądają na zjechane z jednej strony. Szybki telefon do przyjaciela (dzięki Gajos!!!!) i zamawiam klocki w warsztacie na naszej trasie (Gołdapia). Na miejscu umawiam rozebranie zacisku i zmianę klocków wraz z diagnozą bo nam się pomysly kończyły.

Podczas jednego z postojów ustalamy ważny system komunikacji w naszej parze… Z racji, że zawsze jadę drugi (GPS już się nie podnosi) to jak coś chcę mam:
klaksonić
Mrugać
zjechać na bok.
Chwilę nie za długą mam okazcję przetestować te ustalenia. Widzę jak z "paki" Kryśki ona lubieżnie zsuwa ramiączko swej kurteczki… Pechowo bo zsuwa się ona na stronę Mirkowego wydechu. Wykonuję więc wszystkie kombinacje i…. nic. Mirek znika za zakrętem. Kiedy do niego dojeżdżam widzę, że jednak stoi i czeka. Zadziałało! Okazuje się, że jednak nie… Nie wiedział, że go wołam. I nie wiedział o kurtce, która się była i nadpaliła… I to dość dyplomatycznie powiedziane, bo dziury są większe niż w … nie wiem czym. Większe od Mirkowej głowy w kasku.

Tego dnia to nie koniec palenia. Ja sobie wypalam dziurę w spodniach, które również tuż przed wyjazdem nabyłem ...

Kolejne drogi zaprowadziły nas w okolice Białegostoku, gdzie robimy zakupy na noc. Dowiadujemy się u lokalesów o jakieś fajne miejsce na nocleg. Odsyła nas do miejscowości nieopodal, gdzie podobno jest pole namiotowe. Ma być to pierwszy kontakt z taką płatną cywilizacją, ale bród skutecznie nas zachęca do skorzystania z takich wygód. Po dojechaniu na miejsce okazuje się, że dupa - nie ma nic na miejscu. Szukając na ślepo dalej znajdujemy rzeczkę. Z ładnym dojściem do wody. Zasadniczym mankamentem był spory most oraz praktycznie środek miejscowości. Burza zadecydowała jednak za nas - szybko się rozbijamy i znikamy w namiotach (miejscowość Nowodworce).

Nocą przeżywamy najazd. Kolejny. Tym razem kosmitów o czym byłem święcie przekonany… Śpię sobie snem zmęczonego początkującego ędurowcwca kiedy budzi mnie ryk silnika i oślepiające światło skierowane na mój namiot. Początkowo nie zdziwiło mnie to - wszakże spaliśmy przy moście. Po chwili oprzytomnienia zorientowałem się, że ściana namiotu jest oświetlana, ale ta od strony rzeki do której miałem może 3 metry… Jakim cudem tam światło? Jak nic - Ufo! Po otwarciu namiotu i wystawieniu nieprzytomnej facjaty na dwór usłyszałem od ufoludków "sorry". Kosmici - poligloci okazali się kolesiami w 4x 4 którzy sobie postanowili potrenować przeprawy nocą…

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 30.07.2014, 09:23
autor: Chili
Strasznie przykra sprawa z tą Twoją kurtką, Mirasku, ale przynajmniej bluza Ci została... :lol:
wojtekk pisze:Ciiii - bo żona się dowie. A w każdym razie będą pytania: "skąd ona tak dobrze CIebie zna????"
Dzie zna? Jakie zna? :omg: Może raz w życiu człowieka nie widziała :niewiem: :wink:

wojtekk pisze:Ja alkoholu do ust nie biorę… Mirko na to ma ciętą odpowiedź, ale mu nieco ustąpię miejsca…. :D
Do ust nie... :niewiem: Aaaaa! To z tą kawą go łączysz? :ok:
wojtekk pisze:A poza tym alkoholu i seksu kobietom nie odmawiam przecież!
Mirek, widzisz? Ucz się! A nie tylko obiad i obiad.... :swieczki:

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 30.07.2014, 09:41
autor: miroslaw123
Ja straciłem wind stopera bo się wkręcił w łańcuch, w sumie to dziękowałem Bogu, że mi koła nie zblokowało bo było to na asfalcie...
Supeeeer się czyta i ogląda, czekam na ciąg dalszy.

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 30.07.2014, 21:55
autor: mirkoslawski
Dzień siódmy według mirkoslawskiego - speszyl dedykajszon for Chilijka.

Dzień siódmy zaczął się pobudką (bo jakże miałby się zacząć :lol: ) i sprawdzeniem skarpetek i butów - prawie suche! Stopy - trochę lepiej :wink: Po spakowaniu, kawce i fajce (no może 3 fajkach) postanawiamy, że lecimy do Gołdapi aby Wojtas mógł zmienić klocki i wreszcie hamować tyłem. Patrzymy na mapę, jak lecieć i wypatrzyliśmy - Ełk :grin: A w Ełku - wiadomo, Ruda i Iwonka - od razu zaszalała wyobraźnia, która pokazała nam te dwie uroczenie niewiasty w białych fartuszkach, ze stetoskopem i w szpileczkach :grin: :wub: :sex: A więc lecimy w odwiedziny!

O dziwo - nie mam ani jednej fotki z tego dnia bo dosyć szybko dolecieliśmy do Ełku, trochę szutrami, lekkim offikiem i asfaltami a im dalej wjeżdżaliśmy w Mazury, tym bardziej zmieniał się krajobraz - coraz więcej górek, pagórków, wzgórków...(i znowu ta wyobraźnia - PIELĘGNIARY :grin: )

No i dolecielimy - podjeżdżamy pod lecznicę i zastajemy Chilaskę na fajce (Iwonka, Ona naprawdę była bez kitla :smile: ) - w pierwszym momencie nas nie poznała więc mówię: "Mam węża i trzeba na niego zerknąć, zbadać..." :haha: i to pomogło - poznała :lol: Żeby była jasność - nie zbadała węża bo specjalizują się w psach/kotach ale poznała "podobno" mnie po oczach (a byłem w kasku i goglach :mouthshut: ) a Wojtka po głosie (choć prawie nic nie zdążył powiedzieć :mouthshut: ).

I zaczęło się...mieliśmy wpaść na godzinkę a zostaliśmy na mega imprezkę - był i Sky, i Sylwia - Iwonka przyjechała później, tzn. przed Sky'em ale po nas :wacko:

Impra była taka, że ło matko - pierwszy raz w życiu spałem i piłem wódę w lecznicy :ok: Iwonka, Chilijka - DZIĘKUJEMY! Ale to nie był koniec przygody, bo "Impreza się nie kończy nigdy pierwszego dnia :wink: "

Sky'iu - też Cię koffam :wub:

Drogę do Gołdapi i resztę opisał już Wojtek - ja mogę dodać tylko, iż na Forum TCP są tacy ludzie, że aż słów brakuje! (Zresztą nie tylko tu - na FAT też :wink: )

A teraz do Chilijki - Słońce, jakby był obiad, można gadać...a że obiadu nie było więc czegoś się spodziewała? Że Cię na rękach nosił będę? Przecież całą Polskę do Ciebie jechałem a Ty co? :haha:


Wnioski/refleksje

1) wiara w ludzi ma sens
2) pić trza umić
3) najlepszy plan to elastyczny plan :wink:


P.S. Mirek - dzięki za dobre słowo na temat relacji :thumbsup:

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 30.07.2014, 22:03
autor: wojtekk
mirkoslawski pisze: PIELĘGNIARY :
Dodam tylko, że Mirek spodziewał się lewatywy ze szkła, ale taki nieśmiały :D


mirkoslawski pisze: mówię: "Mam węża i trzeba na niego zerknąć, zbadać..."

mirkoslawski pisze: a Wojtka po głosie
Powiedziałem!: "Że ja jurny byk jezdem" !
mirkoslawski pisze:
3) najlepszy plan to elastyczny plan :wink:
Jak gumka :)

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 30.07.2014, 23:44
autor: Chili
Kurde, kolację dostał i śniadanie z kawusią prawie do łóżka, a o jakiś obiad będzie się awanturował przez kolejne pół roku! Chciałam Ci pokroić parówkę? Chciałam! Jak nie pasowało, to teraz nie marudź :p

Re: Odp: Najpierw wschód, później północ, a później...się zo

: 31.07.2014, 00:04
autor: spaw
Chili, Mirek od kiedy poznał Grigorij'a (przynajmniej tak mi się zdaje ze to od tamtego czasu :P) to niechętnie podchodzi do wszelkich kiełbasek i parówek :D

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 00:24
autor: Chili
No zobacz, a wpierniczał aż mu się broda trzęsła :D
To z Grigorijem brzmi interesująco, opowiedz!

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 09:54
autor: mirkoslawski
Chilijka - kolacja była pyszna :impreza: :drinking: , śniadanie też :thumbsup: ale obiadu nie było - i to są fakty autentyczne :wink: A Spaw ma rację - od jakiegoś czasu (nazwijmy to "czas G") unikam tematu kiełbas/parówek :haha:

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 09:59
autor: Chili
Nie marudź, tylko pisz, bo jeszcze macie drogę powrotną do opowiedzenia!

A właśnie, że był! Conchita ze swą Uroczą Towarzyszką zrobiły!

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 10:03
autor: wojtekk
Chili pisze:Nie marudź, tylko pisz, bo jeszcze macie drogę powrotną do opowiedzenia!
Ooo - no cóż.Motocykl, pożegnanie, rozjechanie się do domów. Nie ma co pisać… :)
Chili pisze:
A właśnie, że był! Conchita ze swą Uroczą Towarzyszką zrobiły!
Słyszałem o tej parze. Rozgogolone to to, nieogolone. Ale obiad - słyszałem, że paluszki lizać. Dziś robię jeden ze specjałów z ich kuchni :)

P.S. No i te skórzane lajkry… Ech -

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 10:40
autor: mirkoslawski
Dzień następny (czyli ósmy) i czas powrotu.

Kolejny dzień nastał jakiś taki ciężki...lekko do browara ciągnie po imprezie ale nie ma o tym mowy - trzeba na konie wsiadać i dalej, w głąb Mazur jechać - do naszej ostatniej miejscówki wśród jezior i lasów. Zostaliśmy ugoszczeni, nakarmieni i napici w fantastycznej atmosferze :thumbsup: O szczegółach pisać nie będę, bo...nie - chyba, że Wojtas napisze :grin:

Droga powrotna upłynęła samotnie - ja poleciałem do Kielc, Wojtek pojechał odwiedzić córkę pod Gdańskiem. Nie ma co opisywać - leciałem asfaltami, na szybko - bez przygód ale za to z głową pełną wspomnień, wspaniałych wspomnień! Cały ten czas upłynął bardzo szybko, za szybko...ale to tylko koniec etapu :wink:


Chciałbym podziękować Wojtkowi za doborowe towarzystwo, za cierpliwość i otwartość oraz za :impreza: :grin: I chcę podziękować wszystkim, którzy nas gościli i pomagali - część z nich jest tutaj ale część to zupełnie obcy (dotychczas) ludzie, którzy bezinteresownie nam pomogli :smile:

Wnioski/refleksje:
1) jazda z kuframi po paruset kilometrach nie jest zła - można się bawić poza asfaltami :wink:
2) Krystyna dała radę :thumbsup:
3) aby poznać Polskę - potrzeba całego życia (a może i dwóch) :smile:
4) ważne jest pakowanie - ja miałem, np. za mało skarpet (sądziłem, że 3 pary wystarczą z praniem w między czasie ale nie wystarczyły bo nie miały jak wyschnąć)
5) brak "napinki" na zdobycie za wszelką cenę jakiegoś punktu zdecydowanie pomaga cieszyć się jazdą

Podsumowanie:

- Przejechałem w sumie ponad 2300 km, z czego około 700-800 km poza asfaltami i jakieś 700 km po "asfaltach" siódmej klasy :lol:
- Średnie spalanie załadowanej Afryki - 5,3 litra/100 km (tylko raz wyszło około 6l/100 km - ale to była rzeźnia w offie)
- Awarii nie było właściwie. Raz nie odbił mi tylni zacisk i zagotowało płyn, zgubiłem dwie śrubki, poluzował się styk od gniazda zapalniczki i tyle


Być może spodziewaliście się więcej na koniec...ale nasza wycieczka miała taki przebieg, że pierwsze 6 dni było dziko, ostatnie to dni towarzysko-imprezowe a tam zdjęć "niet" :grin:
Dziękuję za to, że Wam się chciało czytać i oglądać a Ty Wojtas jak coś, to dopowiedz od siebie :smile:

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 10:53
autor: Leo
Ale, że to już koniec ma być? :swieczki: :swieczki: :swieczki:
Ja chcę jeszcze!

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 10:59
autor: mirkoslawski
Leo pisze:Ale, że to już koniec ma być? :swieczki: :swieczki: :swieczki:
Ja chcę jeszcze!
Leo - może Wojtas coś dopisze :wink:

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 11:43
autor: wojtekk
mirkoslawski pisze:
Leo pisze:Ale, że to już koniec ma być? :swieczki: :swieczki: :swieczki:
Ja chcę jeszcze!
Leo - może Wojtas coś dopisze :wink:

Dzień ostatni naszej wspólnej podróży przeniósł nas na Mazury - w inne nieco rejony. Po wyjeździe ze 2 lata temu na Mazurszczyznę znów tam ciągnęło. A że kopalnia wiedzy w Postaci Gajosa była na miejscu i mogła wskazać piękne przeloty - to tam się przemieściliśmy.

Dodatkową zmianą było to, że po raz pierwszy planowaliśmy latać cały dzień na lekko. Kufry/sakwy dodają smaczku. Ale czas było zakosztować latania bez nich. Czyli raczej kręcenie się w kółko, a nie po linii (mniej więcej prostej).

Po przemieszczeniu się dalej, rozbiliśmy obozowisko „na pół dzikie” i ruszyliśmy latać.

Tu widać nasze obozowisko :)
100_3240.jpg
Było przecudownie. Autostrady - tym razem szutrowe. Malutki ruch.

Kilka migawek.
Na jednym z szutrów scena która mnie poruszyła. Dość wcześnie rano (chyba) idzie Pani. Drogą szutrową pośrodku niczego. Niewiadomo skąd i dokąd. Elegancko ubrana. Z godnością i radością (trudno mi powiedzieć skąd wiem, a może nie wiem). Z bukietem w ręku. Dostała go? Idzie dać? A może położyć na grobie? A może zebrała wracając z kościoła i wsadzi w dzbanuszek na stole u siebie w domu? Czy ktoś usiądzie z nią przy tym stole?

Ostry zakręt w prawo przy wysokich zaroślach. Jadąć w pozycji „na stojaka” nie widać dobrze co dalej. Ale jedziemy z taką prędkością, że jakby coś stało to spokojnie miniemy. Mirek leci pierwszy. Na centymetry minął się z Panią (i gdyby nie reakcja to by nawet tego zapasu nie było). Szła wciskając się z te krzaki w... przeciwną (czyli naszą) stronę. Wciskała się wcześniej, a nie na nasz widok. Przez to nie było jej wcześniej widać. Do tego dziwnie ubrana jak na upalny dzień: gruba kurtka. Naciągnięty kaptur. Na twarzy zawinięta husta. Prowadziła rower. Przypomniały mi się opowieści Gajosa o miejscach, gdzie ginie wiele osób; opętane lasy...

POlatalim sobie całkiem solidnie. Było pycha!

Wieczorem jedzonko i spać.

Następnego dnia wczesna pobudka. Jadę co córeczki pod Gdańsk. Drogi kawał. Wyjazd tuż po 5 i jest przecudnie. Wstające mgły. Dziesiątki zakrętów. Zero ruchu. I hu hu (strachy) :D (tak mi się zrymowało).

A tak mnie powitała druga córka :)
100_3245.jpg
Podsumowując przejechaliśmy przez województwa (stare/nowe) - kieleckie, rzeszowskie, lubelskie, mazowieckie, warmińsko - mazurskie, białostockie, a samotnie wjechałem jeszcze do pomorskiego.


Padła pompa tylnego hamulca, o mało nie spaliłem sprzęgła, padł bezpiecznik świateł.

Spalanie nieco wyższe niż Mirka. W terenie dużo więcej (ale przy pałowaniu).

Na paliwo wydałem 1000 PLN.
Spożywcze ok 350 PLN (a nie oszczędzałem).

Dziękuję wielu osobom na trasie. Anonimowych i nie. Nieanonimowi to klubowicze oczywiście. Nie sposób wymienić.

Mirkowi szczególnie - jesteś super kompanem. Wiele się nauczyłem od Ciebie.

Kryście, choć codziennie rano nieprzytomnie długo się stroiła zawsze :)
100_3227.jpg
Janowi - że dał radę wozić takiego kiepskiego jeźdźca :)

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 13:23
autor: Chili
:swieczki:

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 31.07.2014, 23:43
autor: sky
mirkoslawski pisze: Wnioski/refleksje:
3) aby poznać Polskę - potrzeba całego życia (a może i dwóch) :smile:
Miruś, koffanie Ty moje, a ludzie latają zagramanicę. U nas jest co zwiedzać, oglądać. Wystarczy z Gajosem popyrkać i nagle okazuje się, że na Mazury potrzeba stanowczo więcej niż naście urlopów ;)

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 02.08.2014, 22:11
autor: wojtekk
Drugiego dnia cel ustawiamy na granice z Ukraina. By tego dokonać i jeszcze ujechac budziki podniosły nas o 6.00 rano. Jak sie potem okazało ta barbarzyńska godzina stawała sie bardziej normanska niż cywilizowanie rzymska. Po 2 godzinach zwijania obozowiska ruszamy w drogę (mirkowe :) papieroski, po dwie kawki na kask- wiadomo. Zabierają czas).

Po dojechaniu na granice swe kroki kierujemy do baru. Nie- jeszcze nie po Mirkowe trunki o które pewnie byłby podejrzewany przez kolegów z klubu transalpa (nie wiem na jakiej podstawie sie one mogły wytworzyć....). Jeden z ostatnich cywilizowanych posiłków, który był przerywany przez handlarzy papierosów, gapiów (Panie- a ile taka maszyna kosztuje i ile pociągnie?). Obiad wyraźnie ukierunkowany był na żeberka (były i inne Dania w karcie ale miła Pani wyraźnie odradzala inne eksperymenty). Z racji, ze planowaliśmy kierować sie w pasie przygranicznym zasiegnelismy języka. Pani od odradzanych pierogow twardo twierdzi, ze nie trzeba. Nieufność do kobiet podpowiada nam by zapytać jednak przejeżdżający patrol policji.
- Dzien dobry. Czy trzeba sie zgłosić (i tu opis planów wyjazdowych)?
- a ile chcecie Panowie jechać?
- ????
- jak zamierzacie wiecej stać niż jechać (kontrole) to nie zglaszajcie.
I jak u ufać kobietom.... Dzwonimy więc na posterunek straży granicznej.

Dzwoni Mirek. Poprawił uczesanie swych krzaczastych brwi wprawnym pociągnieciem poslinionych palców wskazujących co by byc odswiezonym przystojniakiem i dzwoni. Sledze jedynie rozmowę po wypowiedziach "uczesanego" Mirka.
- Dzien dobry. Bedziemy jechać przy granicy. Czy mamy to zgozic?
- a. Nie trzeba to swietnie.
-dziękuje. Czekam. Dzien dobry. Czy trzeba zgłosić przejazd nad granica?
- nie trzeba? No to swietnie.
- tak? Już podaje numery rejestracyjne. ....
- na koniec. A z kim mialem przyjemność? (Stopień chorazego chyba w straży granicznej oznaczać będzie odbieracza-telefonów-od-zglaszaczy-ęduro).

Po zakończonej roznmowie pytam Mirka czy są jakieś ograniczenia.
- Nieeeee! Mowia jedynie by nie wyjeżdżać no drogę pogranicZnikow. ... Mirus- a gdzie one jest? Oznakowania?
- yyyyyy. nie wiem :)
Uspokojony, pokrzepiony obiadkiem i podziwem maszynu ruszam za mirasem....

Lecimy dalej. Głownie asfalfami. Szerokie kufry i zaladowanie ich nie sprawiają przyjmosci. Wieczorem szukamy miejsca na nocleg z godzinę. Rzeka jest spe z bardzo kiepksim dojsciem do rzeki. Znajdujemy nie do końca dobre miejsce ale na lepsze już nie mamy czasu. Gospodarz nas ostrzega, ze o 4: :0 obudza nas pedzons krowy. Więc szybki serwis motocykli (u mnie bezpiecznikach od świateł a Mirkowi ładowanie nawi).
Przechodzę rownież szkolenie Obslugi sprzęgła w terenie (korzystam z niego co powoduje konieczność pocdciagania linki i sporo nerwów czy wytrzyma do końca wykazdu. Dobrze to motywuje by z niego nie korzystać).

Miły gospodarz informuje nas ze:

"Obudza was bobry. Mamy problemy z dzikami"

Dzien trzeci. Mamy podnieść sie o 4 ale kończy sie na 5... Chyba przeze mnie...

Re: Najpierw wschód, później północ, a później...się zobaczy

: 04.08.2014, 18:17
autor: falco
wojtekk - zmień aparat lub... pożyczaj od mirkoslawskiego. :lol:
Brakuje mi jednej, najważniejszej informacji:

- ile mirkoslawski obciągnął flaszek...? :haha: