DOODKOŁA POLSKI

Jedziesz gdzieś? Proponujesz spotkanie? Napisz o tym
Awatar użytkownika
tom64
naciągacz linek
naciągacz linek
Posty: 77
Rejestracja: 19.06.2008, 13:46
Lokalizacja: zaraz miasto! wieś Słubica

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: tom64 »

dandan pisze:
tom64 pisze: Ale to się nie liczy bo wtedy miałeś 7 lat :tongue:
Gupi jesteś :dupa:
Aaa... na taki argument to ja nie mam odpowiedzi...
Prowadź motocykl tak, jak byś chciał żeby to robiły Twoje dzieci
scorpion
emzeciarz agroturysta
emzeciarz agroturysta
Posty: 312
Rejestracja: 19.06.2008, 14:48
Mój motocykl: nie mam już TA
Lokalizacja: DKL

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: scorpion »

r_c wyprawa :thumbsup: :resp:
TA tylko dla orłów
Nie jedź szybciej, niż Twój Anioł Stróż potrafi latać
ArtiK
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 125
Rejestracja: 13.06.2008, 17:28
Mój motocykl: XL600V

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: ArtiK »

Piękny pomysł, szybkie wykonanie. Gratuluję.
My też już wróciliśmy z podróży, lecz jakże lichą traskę w porównaniu z Tobą odbyliśmy. Nie wypada mi się wręcz chwalić....
Zdjęcia niedługo udostępnię.
Awatar użytkownika
r_c
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 46
Rejestracja: 20.06.2008, 13:04
Lokalizacja: warszawa

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: r_c »

ArtiK pisze:My też już wróciliśmy z podróży, lecz jakże lichą traskę w porównaniu z Tobą odbyliśmy. Nie wypada mi się wręcz chwalić....
Zdjęcia niedługo udostępnię.
Nie ważne ile przejechałeś, ale jaką radość z tego miałeś!!!

Nie użalaj się nad sobą :wink: tylko dawaj zdjątka!!!!
HEJ PRZYGODO !!!
Awatar użytkownika
r_c
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 46
Rejestracja: 20.06.2008, 13:04
Lokalizacja: warszawa

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: r_c »

Może to zabrzmi pretensjonalnie, ale chciałbym moją wycieczkę dedykować Marqsowi...

Czułem, że trzyma nade mną pieczę przez cały czas.

tyle...
HEJ PRZYGODO !!!
Awatar użytkownika
r_c
zgłębiacz wskaźników
zgłębiacz wskaźników
Posty: 46
Rejestracja: 20.06.2008, 13:04
Lokalizacja: warszawa

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: r_c »

A teraz relacja:

DOOKOŁA POLSKI

Jest pierwsza połowa czerwca roku bieżącego. Ostatnimi dniami w pracy jakoś nie idzie, ale są sygnały, że za chwilę pójdzie (cokolwiek to znaczy). Każdy przejeżdżający jednoślad powoduje rozproszenie myśli i otępienie umysłu. Jeśli dodatkowo jest to zapakowany do granic możliwości „turystyk”– przepadam. Mój umysł nie potrafi już normalnie pracować. Mam dość. W takim właśnie krytycznym dla mojego ciała i ducha momencie, gdzieś w zakamarkach mojej głowy, za setkami innych myśli dnia codziennego, pojawia się ta jedna. Pręży się i przepycha przed inne by w końcu pojawić się na czele. Jest rozświetlona, jakaś taka radosna i w tym momencie jedyna - MYŚL-„jadę motocyklem w podróż”.
Wszystko co było potem, dzieje się niemal błyskawicznie. Pierwsza jest szybka i zimna kalkulacja. Po pierwsze motocykl nie jest w pełni sprawny- jego serce krwawi lepką, brązową cieczą o wyraźnie oleistym zapachu. Po drugie w pracy zawsze coś się może z dnia na dzień wydarzyć i trzeba będzie wracać. Po trzecie-budżet domowy jakimś dziwnym i magicznym sposobem musi rozciągnąć się niczym pompowany balonik o dodatkowe koszta w związku z nieplanowanym, kilkudniowym wyjazdem. A że balonik, jak każde dziecko wie, ma swoją określoną wytrzymałość, trzeba go pompować ale z umiarem! Wtedy po raz drugi doznaję tego miłego uczucia, kiedy wiesz, że to co wymyśliłeś jest dla Ciebie najlepsze i rozwiązuje Twoje wszystkie problemy. Podróż DOOKOŁA POLSKI-tak, to ona jest idealnym kompromisem pomiędzy chęcią wyjazdu a ww ograniczeniami. W miarę możliwości planuję jechać drogami jak najbliżej granic (szutrówki, dukty leśne, jak najmniej asfaltu) a na południu odbić do Bielska Białej do kardiochirurga z moim moto. Jadąc dookoła Polski, w razie nagłej potrzeby, mogę z każdego miejsca wrócić w ciągu kilku godzin do pracy a nasz domowy budżet jest w stanie znieść koszta związane z takim wyjazdem. Na koniec argument jak dla mnie najważniejszy: pojeździliśmy już trochę z mro(żonką)- Iwonką, za granicami kraju a przecież w Polsce, jak się później okazało, jest wiele pięknych miejsc. Także w moim przypadku sprawdziło się stare polskie powiedzenie: cudze chwalicie….ale o tym za chwilę.
Jeszcze tego samego dnia dzielę się pomysłem z mrożonką i czekam na reakcję. Sama idea podoba jej się bardzo ale widzę także smutną minę spowodowaną niemożnością wzięcia urlopu i dzielenia ze mną siodła naszego chorego rumaka podczas całej podróży. Na szczęście niewiasta doznaje oświecenia umysłu. W sobotę z samego rana moja lepsza połowa wsiądzie w pociąg do Szczecina, gdzie będzie na nią czekał.. Do tego poniedziałkowy urlop i powrót do Warszawy już z Gdańska. Tym sposobem przez 3 dni przejedziemy razem wybrzeże.
Kolejny etap to poszukiwania towarzyszy podróży. Jak to zwykle bywa jeden nie może wyrwać się z pracy (prawda Jacku?) a drugi mając ten sam problem, obiecuje coś wymyślić. Dwa dni później okazuje się, że myślał, myślał i wymyślił. Część trasy będę miał przyjemność przejechać z Asią i Michałem dosiadających swoją poczciwą Suzi GSX-F 750.
W niedzielę (22.06.08) pakowanie sprzęta, ostatnie chwile z mro(żonką) i niecierpliwe przeglądanie stron z pogodą, która nie zapowiada się najlepiej. W poniedziałek nie śpię już od 4 rano. Szybka kawka, jakieś kanapki na drogę i o 5 wyjazd. Nie pada....ale leje! Przez Warszawę przemykam szybko i sprawnie, odprowadzany oczami nielicznych jeszcze o tej porze kierowców samochodów, którzy patrzą się na mnie jak na kosmitę. Umiarkowanie szybko jadę w stronę Terespola, który ma być punktem początkowym a zarazem końcowym mojej podróży. Przy znaku z nazwą miasta pamiątkowa fotka i dalej w drogę zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Wschodnia granica Polski wyróżnia się licznymi cerkwiami, z których koniecznie należy zobaczyć monaster jabłeczyński pod wezwaniem św. Onufrego. To ważne centrum prawosławia w Polsce położone jest wśród malowniczych łąk i starorzeczy Bugu, w miejscowości Jabłeczna, 6 km na północ od przejścia w Sławatyczach. Gdzieś przed Włodawą przestaje siąpić i można w końcu ściągnąć kondona. Po półgodzinnym postoju lecę na Dorohusk, Zosin, Hrubieszów, Medykę. Po drodze mijam dziesiątki maleńkich i urokliwych miejscowości z czego części nie znajdziecie na mapie. Ot, 3 domy i tyle. Ale nawet tam słysząc brzęczenie silnika, dzieci wybiegają i machają mi radośnie. Gdzieś przy ukraińskiej granicy, daleko w lesie, spotykam pogranicznika na KTM-ie, który zatrzymuje mnie i poważnym tonem pyta skąd i dokąd jadę(?!). Odpowiadam, że i tak mi nie uwierzy. Patrzy na mnie, bez słowa, zaciekawionym wzrokiem. Zdradzam w końcu, że z jadę z Terespola do…Terespola. I tu widzę pierwsze oznaki konsternacji na jego twarzy. Kolejne pytanie natomiast wzbudziło moje obawy o stan zdrowia owego osobnika. Stoi przede mną chłop i pyta, UWAGA, czy kogoś ze sobą wiozę(?!). Z trudem powstrzymując śmiech odpowiadam, że wiozę żonę w kufrach. Trochę w prawym i trochę w lewym. W tym samym momencie gość orientuje się jaką strzelił gafę i życzy mi szerokiej drogi. Ubaw miałem jeszcze przez dobrych kilka kilometrów. Około godz. 20:00 docieram do Ustrzyk Dolnych, gdzie mieszka klubowy kolega Miromiro. Po 15 godz. jazdy w niezwykle kapryśnych warunkach pogodowych z chęcią wskakuję pod prysznic. Pół godziny później siedzimy już przy ognisku zajadając pyszne mięsiwa, popijając je złotym nektarem. Godziny lecą nieubłaganie i pora na odpoczynek.
We wtorek rano ruszamy razem pokręcić się po bieszczadzkich szlakach. Pogoda robi się coraz ładniejsza. Mirowa CBF-ka łyka zakręty aż miło patrzeć. W miejscowości Dukla czekamy chwilę na Młodego i jego srebrne Viaderko aby, jak trzej muszkieterowie wyruszyć na południowy zachód. Po drodze oglądamy przepiękną siedemnastowieczną, dębową cerkiew w Kwiatoniu, która obecnie służy jako kościół rzymskokatolicki. Po niezliczonych winklach i pętelkach docieramy do Zakopanego, gdzie posilamy się sowicie i niestety rozstajemy. Młody z Miromiro wracają w swoje strony, a ja po przybiciu im piątki lecę w kierunku Żywca, gdzie planuję przenocować. Plan wygląda tak a nie inaczej z tytułu umówionej wizyty w serwisie w Bielsko Białej, gdzie muszę pojawić się w środę o 8 rano. Po drodze do Żywca spostrzegam drogowskaz na Wadowice, gdzie mieszkają moi bardzo dobrzy znajomi. Szybki postój, telefon i za godzinkę znów korzystam z gościnności przyjaciół, którzy nie dość, że nakarmią, dadzą się wykąpać to jeszcze poczęstują moim ulubionym złotym nektarem. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. W mgnieniu oka robi się rano, trzeba wstawać i odwiedzić serwis. W tym miejscu mógłbym się rozpisywać godzinami, czego nie zrobię. W skrócie: rozłożono moje moto na części pierwsze, wymieniono nieszczelny simmering w skrzyni (za jednym zamachem zdecydowaliśmy się na podmiankę pozostałych) i złożono wszystko do kupy. Do tego synchronizacja silnika, wymiana płynu hamulcowego i takie tam. Naprawę, na którą powinny być przeznaczone 2 dni, zrobiono w jeden. W tak zwanym międzyczasie dojeżdżają do mnie Asia i Michał. Ich motocykl wygląda jak mongolski osiołek dźwigający na swym grzbiecie dorobek wielopokoleniowej rodziny. Z uznaniem stwierdzam, iż moi nowi towarzysze podróży, sztukę pakowania motocykla opanowali do perfekcji. Kolejny dowód na to, że motocyklem jakim jest GSX-F, można z powodzeniem podróżować we dwoje. Późnym wieczorem odbieram mojego rumaka po przeszczepie i razem ruszamy do Międzybrodzia Żywieckiego na kemping. Po drodze auta jadące z przeciwka migają światłami. Zwalniam do przepisowych 50km/h, ale jadący przodem Michał nie ma już tyle szczęścia. Zza radiowozu wyskakuje policjant z „suszarką”. Po zatrzymaniu dowiadujemy się, że wyświetlacz tego sprytnego urządzenia pokazuje 73 km/h. Po kilku minutach i wymianie uprzejmości pan władza puszcza nas bez mandatu. Przy okazji mruga porozumiewawczo okiem i zdradza, że sam jeździ Yamahą R1! W końcu docieramy na kemping, rozkładamy cały majdan i do jeziora! Standardowo, jak co wieczór sączymy sobie po piwku i opowiadamy wrażenia minionego dnia. Całą noc leje.
Po przebudzeniu stwierdzam, że mój namiot nie jest wodoszczelny, wręcz przeciwnie. Karimata niczym dmuchany, wodny materac dryfuje wśród reszty mokrych rzeczy. Ale co tam! Hej przygodo! Zbieramy się dość wcześnie, kawka i w drogę. W okolicach Ustronia zatrzymujemy się na stacji benzynowej na tankowanie. Odbieram telefon od Jacka, który z troską pyta o samopoczucie rumaka po operacji. Z uśmiechem na ustach odpowiadam, że świetnie, zerkając przy tym na blok silnika, a tam…powódź olejowa. Leci ze skrzyni jak z zarzynanego prosiaka. Nie przytoczę słów jakich wtedy użyłem. Zmuszony jestem pożegnać się z kompanami i obrać kierunek- serwis. Na moje szczęście, mechanicy stanęli na wysokości zadania. Rzucili co mieli innego i ponownie pokroili Łyska na części pierwsze. Jak się okazało simmering był włożony o 1-2mm za płytko. Nie ma tego złego. Pogadaliśmy, nauczyłem się budowy swojego motocykla i po 18:00 znów byłem gotów do drogi. Pogoda nie nastrajała do nocnej jazdy więc znów zdecydowałem się skorzystać z pomocy przyjaciela. Tym razem padło na Marcina z Radawia. Krótka rozmowa telefoniczna i dwie godziny później miałem gdzie się wykąpać, wypełnić żołądek pokarmem i napitkiem oraz przespać.
W piątek wystartowałem o 8 rano i po przejechaniu 40 km zorientowałem się, że zapomniałem komórki. Marcina już nie było więc pomocą jego taty, wysokiej drabiny i otwartego na poddaszu okna odzyskałem zgubę. Plan podróży sypał się podobnie jak moje BMW przed przeszczepem, ale w dalszą drogę wyruszyłem pełen entuzjazmu. Kierując się na Nową Rudę, natknąłem się na pięknie położoną i doskonale zachowaną twierdzę w miejscowości Srebrna Góra. Została ona poddana próbie sił w roku 1807, kiedy to wojska napoleońskie starały się przejąć nad nią kontrolę. Twierdza wyszła z niej zwycięsko, gdyż garnizon nie skapitulował i nie oddał w ręce wroga żadnego obiektu fortecznego. Jadąc dalej granicami zachodniej Polski powoli, acz systematycznie piąłem się w górę mapy, co i rusz mijając przygraniczne sklepy pełne ogrodowych krasnali. Zgodnie z oczekiwaniami, krajobraz zmieniał się proporcjonalnie do przejechanych kilometrów. Góry zostawiałem w tyle i pomału czułem wszystkimi zmysłami zapach nieuchronnie zbliżającego się morza. Jadąc drogami, które na mapie oznaczone są brązowym kolorem, natknąłem się na niespodziankę w miejscowości Połęcko. Na GPS-ie droga była. W rzeczywistości brakowało jakieś 150m twardego gruntu, który zastępował prom. Jak na nieszczęście łódka wybawienia stała na przeciwległym brzegu i nie zamierzała się ruszyć…przez koleją godzinę. Chciał nie chciał musiałem czekać. W końcu udało mi się dostać na drugą stronę, tracąc przy tym niestety sporo czasu. Na promie dowiedziałem się, iż prognozy pogody są fatalne. Ulewny deszcz, gwałtowne burze i grad. Szybka ocena sytuacji i jedna z najtrudniejszych decyzji. Postanawiam ominąć około 200km granicy i najszybszą drogą pędzę do Międzyzdrojów, gdzie na polu namiotowym czekają już na mnie Asia z Michałem. Po drodze dwukrotnie przemakam do suchej nitki. Przed 22 docieram na miejsce, a tam niespodzianka: pierwszy posiłek dnia-gorąca i pachnąca jajecznica przygotowana przez moich towarzyszy.
W sobotę rano temperatura nie rozpieszcza przesadnie ale na szczęście nie pada. Na godz. 12:00 jadę po mrożonkę do Szczecina. Pociąg spóźnia się kilkanaście minut. W tak zwanym międzyczasie poznaję miejscowego afrykanera i wymieniamy się poglądami na temat naszych maszyn. Zaczyna lać. Po ciepłym przywitaniu mrożonki ruszamy z powrotem do Międzyzdrojów po Asię, Michała i ich osiołka. Spokojnym tempem, w strugach deszczu, zmierzamy wybrzeżem na wschód. Ponieważ jesteśmy zmarznięci i zmęczeni brakiem ładnej pogody decydujemy się na kwatery zamiast namiotu. Niestety o tej porze roku jest problem ze znalezieniem taniego pokoju na jedną noc. Do akcji wkracza Michał, który wykorzystując swoje rozległe rodzinne znajomości organizuje nam mobilhome w Chłopach. Uradowani możliwością spędzenia nocy w ciepłym i suchym łóżku zmierzamy do celu. Na miejscu suszymy co się da nad kuchenką gazową i korzystamy z prysznica. Wieczorem udajemy się do miejscowego baru, gdzie raczymy nasze podniebienia pyszną, smażoną rybą. Chłopy to jedna z mniejszych, aczkolwiek urokliwych miejscowości gdzie można w ciszy i spokoju wypocząć. Został tu zachowany układ urbanistyczny, dzięki któremu miejscowość ta została wpisana do rejestru zabytków.
Poranek dnia następnego owocuje kolejnym odkryciem. Moja tylna opona przypomina ponacinaną kiełbasę grillową. Wszystko dzięki setkom kilometrów przejechanych po wątpliwej jakości, kamiennych drogach. Postanawiam jednak trochę zwolnić i dojechać na niej do końca trasy. Cała niedziela to już bezchmurne niebo, które towarzyszyło nam w trakcie podróży na Hel. Po drodze zmieniamy nieco plany i zatrzymujemy się na kempingu Kamper w Chałupach by trochę poleniuchować. Jeśli ktoś lubi tabuny ludzi i wszechobecny szpan to spodoba mu się klimat tego miejsca. Osobiście obiekt nie przypadł mi do gustu choć jego plusem jest bliskość zatoki puckiej z jednej strony i otwartego morza z drugiej oraz baza sanitarna na wysokim poziomie. Na miejscu poznajemy sympatycznego tatę-motocyklistę, który z dwiema małymi córkami spędza tam urlop. Na powitanie częstuje nas złotym, schłodzonym nektarem a wieczorem zaprasza do swojej przyczepy na mecz Polska-Chorwacja.
Poniedziałek to czas kąpieli w morzu, lenistwa na plaży, zwiedzania półwyspu helskiego oraz konieczność odwiezienia mrożonki do Gdańska. Na dworzec mamy 90km. Na podróż przeznaczamy 1,5 godziny zapominając przy tym, że czeka nas przeprawa rzez Trójmiasto w godzinach szczytu. Po drodze piekielnie wieje i miota naszymi sprzętami po całej jezdni. Ścigając się z czasem łamiemy większość przepisów drogowych (poza czerwonymi światłami) i na styk zjawiamy się na peronie. Łzy, uściski i mrożonka w pociągu. Wspólnie z właścicielami Suzi postanawiamy nocować gdzieś nad jeziorem, więc zaznaczam na GPS-ie jakiś punkt przy Węgorzewie i w drogę. Przy wyjeździe z Gdańska za przekroczenie podwójnej ciągłej zatrzymuje nas drogówka. Na nasze szczęście okazuje się, że policjant jeździ na Suzuki SV 1000 i puszcza nas bez mandatu, ale z pouczeniem. Drugi raz się upiekło. Dalsza część drogi ma więcej dziur niż najlepszy ser szwajcarski. Mój rumak był w swoim żywiole ale biedna Suzuka najwyraźniej nie przepada za takimi niespodziankami. Pod Węgorzewem przypadkiem trafiamy na małe ale klimatyczne pole namiotowe z przystanią jachtową. Motocykliści są wszędzie a jednym z nich okazuje się być zarządca pola namiotowego, który nie pobiera od nas opłaty na nasze jednoślady. Bardzo miło spędzamy wieczór przy ognisku i melodyjnych szantach granych i śpiewanych przez cumujących tam żeglarzy.
Poranny ból głowy leczę kąpielą w jeziorze. Przybijam ostatnią piątkę z Asią i Michałem, którzy pełni wrażeń wracają do Warszawy. Ja natomiast kieruję się na miejscowość Dąbrówka Nowa by przez Gołdap, Maszutkinie, Puńsk, Augustów, Nowy Dwór, Sokółkę dotrzeć do Białegostoku. Po drodze mijam dziesiątki malowniczych rozlewisk, liczne wioski oraz wiekowe, wciąż czynne stacje benzynowe. Moim zdaniem drogi północno-wschodniej Polski, pod kątem krajobrazowym, należą do jednych z najpiękniejszych w Polsce. Ostatni raz podczas mojej podróży korzystam z gościnności klubowicza, właściciela Hondy Transalp-Jacka, z którym siedzimy do późnych godzin nocnych i oglądamy zdjęcia z wyprawy.
Środa to już ostatni dzień podróży. Wracam się z Białegostoku do Bobrownik, skąd bocznymi drogami dojeżdżam do Terespola, gdzie wszystko się zaczęło i niestety się kończy. Tam już tylko pamiątkowe zdjęcie i do domu!
Podsumowując: wyprawa trwała 10 dni w ciągu których przejechałem 4 250km. BMW R1200 GS zadowolił się średnio 5,2l benzyny na 100km. W ciągu całej trasy dolałem 600 ml. oleju silnikowego. Po naprawie simmeringu „przeprosiłem się” z motocyklem i w dalszym ciągu uważam, iż jest to idealny sprzęt na takie wycieczki. Moi towarzysze przyjechali swoim Suzuki GSX-F 750 2 815km a motocykl spalił średnio 7l benzyny na 100km. Zużył także niecałe 500 ml oleju silnikowego.
10 dni to za mało na dokładne objechanie Polski . Optymalna byłaby trzytygodniowa podróż. Jednak pomimo tak okrojonego czasu zobaczyłem wiele ciekawych rzeczy, miałem okazję dostrzec jak zmienia się krajobraz naszego kraju wraz z upływem kilometrów. Z powodu fatalnych warunków atmosferycznych zostałem zmuszony ominąć część granicy co stanowi doskonały pretekst by w przyszłości powtórzyć trasę – może dla odmiany w odwrotnym kierunku…
Na koniec kieruję podziękowania do wszystkich ludzi dobrej woli, których spotkałem na swojej drodze.
Dedykuję tą podróż Ś.P. Marqsowi, którego obecność czułem przez cały czas.

Mam nadzieję, że choć jedna osoba doczyta do końca :wink:
HEJ PRZYGODO !!!
Awatar użytkownika
RaF
osiedlowy kaskader
osiedlowy kaskader
Posty: 132
Rejestracja: 13.06.2008, 09:00
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Żary

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: RaF »

Miodzio relacja :thumbsup: Tym bardziej mi się miło czytało o miejscach, które tez przemierzałem tego roku :crossy:

r_c - podczas mojego wypadu tez miałem pogode w kratkę - tylko cholera nie miałem kondona i zapasowych rękawic - to była walka :hammer: :wink:
"Kto uważa ludzi za stado i ciągle przed nim ucieka, ten musi liczyć się z tym, że to stado dogoni go i weźmie na rogi" /Nietzsche/

A niech mnie chuje biorą na rogi, ja ich pierdole! .™ :>
maryś
rozmawiający z silnikiem
rozmawiający z silnikiem
Posty: 446
Rejestracja: 15.06.2008, 18:13
Mój motocykl: mam inne moto...
Lokalizacja: Brodźce

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: maryś »

no pięknie r_c pięknie, następnym razem, jeżeli pozwolisz mogę ci towarzyszyć na PN granicy polski od Szczecina aż po Hel.

Super opisik :thumbsup:
Jadę jadę na motorze, wiater mi owiewa twarz...

TA 600 '96 / 990 ADV 2010
Awatar użytkownika
Rysiek
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 221
Rejestracja: 14.06.2008, 09:01
Mój motocykl: BMW GS
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: Rysiek »

Super, naprawdę fajnie się czyta, :thumbsup: tylko faktycznie ta pogoda nie rozpieszczała :thumbsdown:
Awatar użytkownika
strzelec
pyrkający w orzeszku
pyrkający w orzeszku
Posty: 256
Rejestracja: 22.07.2008, 21:41
Mój motocykl: XL650V
Lokalizacja: Lublin

Re: DOODKOŁA POLSKI

Post autor: strzelec »

nie jedna nie jedna! gratulacje :thumbsup:
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość